KsiążkiWojciech Węgrzyniak
Wojciech Węgrzyniak

Wojciech Węgrzyniak

   Pochodzę z Podhala a dokładnie z Mizernej. Jestem księdzem od 6 czerwca 1998 roku. Przez pierwsze 3 lata kapłaństwa byłem wikariuszem w Krakowie na os. Ruczaj. Potem wyjechałem za granicę.
   Pięć lat spędziłem na studiach w Rzymie, trzy następne w Jerozolimie. Od października 2009 roku pracuję na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Moja specjalność to nauki biblijne a dokładniej Stary Testament. Mieszkam przy Kolegiacie św. Anny w Krakowie, starając się pomagać również w duszpasterstwie.

 

Planowane rekolekcje

2013

Dla kapelanów Wojska Polskiego, Częstochowa, 23-26.09

WSD Radom, 3-8.12

Duszpasterstwo Akademickie, Kraków, U Dobrego, 15-18.12

Bęczarka, 20-22.12

2014

Duszpasterstwo Akademickie Most, wielkopostne, Wrocław, 5-8.03

Duszpasterstwo Akademickie u Brata, wielkopostne, Kraków, 30.03-2.04

Parafialne wielkopostne, Kwaczała, 6-9.04

Kapłańskie, Ziemia Święta, sierpień/wrzesień

WSD Łomża, koniec września

Parafialne - Niepołomice, koniec października

2015

Rekolekcje o Słowie Bozym, Krościenko, ferie zimowe (5 dni)

Parafialne wielkopostne - Kraków - św. Jadwigi

Parafialne adwentowe - Jaworzno-Szczakowa

2016

Parafialne wielkopostne - Chrzanów-Kościelec

2017
Parafialne wielkopostne (V Niedz. Wlk.Postu)- Sułkowice
2018
Parafialne wielkopostne (V Niedz. Wlk.Postu)- Nowy Targ, św. Katarzyny

 

 

Wygłoszone rekolekcje

1998

Parafialne wielkopostne – Kwaczała, marzec

ONŻ O st. - Bystra Podhalańska, sierpień

1999

ONŻ I st. - Babice, lipiec

Ewangelizacyjne - Młoszowa-Chrzanów, październik

2000

Misje parafialne - Kraków, Piaski Nowe, 26.03-2.04 (wraz z ks. Janem Nowakiem)

ONŻ II st. - Groń, lipiec

Dla młodzieży - Kraków, Kurdwanów, 24-27.09

Parafialne adwentowe - Niegowić, grudzień

2001

Parafialne wielkopostne - Dębno, marzec 

Parafialne wielkopostne - Frydman, marzec

Dla Liceum Męskiego oo. Cystersów - Kraków, Szklane Domy, 9-11.04

ONŻ III st. (ogólnopolskie) - Kraków, lipiec

2002

ONŻ O st. - Osieczany, lipiec

2003

Parafialne wielkopostne - Dębno, 13-16.04.2003

Parafialne adwentowe - Kraków, os. Ruczaj, 17-20.12 

Parafialne adwentowe – Krempachy, 20-23.12

2004

Dla I LO w Krakowie, marzec

Parafialne wielkopostne - Niedzica, 28.03-31.03

Parafialne wielkopostne - Raba Wyżna, 4-7.04

Parafialne adwentowe - Kraków, Prądnik Czerwony (Jana Chrzciciela), 19-22.12

2005

Parafialne wielkopostne - Nowy Targ, św. Katarzyny, 12-18.03

Parafialne wielkopostne - Dębno, marzec

2006

Dla szkół średnich w Wieliczce, marzec

Dla inteligencji - Myślenice, marzec

Parafialne wielkopostne - Harklowa, kwiecień

2009

Parafialne adwentowe - Kraków, os. Ruczaj, 12-15.12.2009

Dla Stowarzyszenia Civitas Christiana - Kraków, Łagiewniki, 4.12.2009

2010

Parafialne wielkopostne - Kacwin, 17-20.02

Dla VIII LO w Krakowie, 8-10.03

Dla młodzieży i nie tylko - Kraków, kościół Miłosierdzia Bożego, 9-11.03 (pomoc włoskiej Szkole Ewangelizacji „Sentinelle del Mattino di Pasqua”)

W Bazylice Mariackiej (Parafialne wielkopostne i dla Bezdomnych), Kraków, 21-26.03

Dla pracowników nauki - Kraków, św. Anna, 28.03-1.04

Misje parafialne - Prostyń, 22-31.05

Dla przygotowujących się do Bierzmowania i młodzieży – Nowy Targ, 8-10.09

WSD Hosianum - Olsztyn, 27-29.09

Dla katechetów – Sokołów Podlaski, 15-17.10

Dla katechetów – Nurzec Stacja, 26-28.11

Dla rodziców - Kraków, Biały Prądnik (u ss. Duchaczek), 6-8.12

Dla Duszpasterstwa Akademickiego adwentowe – Warszawa, św. Anny, 12-15.12

2011

Dzień skupienia - WSD XX. Sercanów w Stadnikach, 19-20.01

Misje parafialne - Leńcze, 6-13.02

Dla Duszpasterstwa Akademickiego wielkopostne "Daj się zaprzęgnąć" - Kraków, św. Anny, 10-13.04.

Dzień skupienia "Między kobietą a Panem Bogiem" - WSD XX. Saletynów w Krakowie, 28-29.05.

Z okazji jubileuszu 500-lecia parafii p.w. Trójcy Świętej w Prostyni, 18-20.06.

WSD Drohiczyn, 28.09-2.10.

Kapłańskie - Ziemia Święta, 3-12.11

Dla XX. Chrystusowców z Misji Polskiej - Bochum, 20-21.11

Parafialne adwentowe - Kraków, MB Ostrobramskiej, 11-13.12

2012

WSD Kraków, 21-25.02

Parafialne wielkopostne - Kraków, Dobrego Pasterza, 25-28.03

Dla kapłanów rocznika święceń 1982, Maniowy 9-12.04

Parafialne, przed peregrynacją Obrazu Jezusa Miłosiernego - Maniowy, 17-20.05

Dla katechetów diec. Bielsko-Żywieckiej - Pogórze, 29.06-1.07

WSD Katowice, 26-30.09

Parafialne, przed peregrynacją Obrazu Jezusa Miłosiernego - Chrzanów, św. Mikołaja, 4-7.11

Dla katechetów archidiec. Krakowskiej - Zakopane, 15-17.11

Dla katechetów archidiec. Krakowskiej - Zakopane, 7-9.12

Dla Duszpasterstwa Akademickiego, adwentowe - Radom, 9-12.12

2013

Dla katechetów archidiec. Krakowskiej - Zakopane, 7-9.02

Parafialne wielkopostne - Linz, 15-17.02

Dzień skupienia - Wiedeń, 17.02

Dla pedagogów i wychowawców - Kraków, Bazylika św. Floriana, 18-20.02

Dla katechetów archidiec. Krakowskiej - Zembrzyce, 7-9.03

Parafialne wielkopostne - Katedra Wawelska, 24.02/3.03/10.03

Duszpasterstwo Akademickie - Kraków, św. Szczepan, 10-13.03

Dla nauczycieli - Kielce, 14-16.03

Dla Sióstr Urszulanek - Rybnik, 1-3.05

Dla XX. Chrystusowców z Misji Polskiej - Bochum, 8.06

 

Życiorys
(z 24.02.2011 na potrzeby nostryfikacji dyplomu doktorskiego)

 

Urodziłem się 21 marca 1973 w Niedzicy jako najmłodsze dziecko Władysława Węgrzyniaka i Wiktorii z domu Zązel. W latach 1973-1977 mieszkałem w Maniowach a następnie w Mizernej, gdzie część rodziny mieszka do tej pory.

Po ukończeniu w 1988 roku Szkoły Podstawowej w Kluszkowcach uczęszczałem do I LO im. Seweryna Goszczyńskiego w Nowym Targu. W roku szkolnym 1990/1991 zakwalifikowałem się do III stopnia XVII Olimpiady Geograficznej, natomiast w roku 1991/1992 zostałem finalistą XVIII Olimpiady Geograficznej i I Olimpiady Nautologicznej oraz dotarłem do II stopnia Olimpiady Historycznej.

Egzamin dojrzałości uzyskałem w 1992 r., po czym wstąpiłem do Archidiecezjalnego Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie, rozpoczynając tym samym przygotowanie do kapłaństwa i studia na Papieskiej Akademii Teologicznej.

Święcenia diakonatu otrzymałem 8 maja 1997 roku w Skomielnej Białej. Zgodnie z wytycznymi formacji seminaryjnej ostatni rok przed święceniami kapłańskimi spędziłem w Kwaczale, ucząc religii w szkole podstawowej i pomagając w parafii jako diakon.

W 1998 roku uzyskałem magisterium z teologii na podstawie pracy napisanej pod kierunkiem o. Augustyna Jankowskiego OSB zatytułowanej Κoinonia z Bogiem w Pierwszym Liście Jana Apostoła. W tym samym roku, 6 czerwca otrzymałem święcenia kapłańskiego z rąk kard. Franciszka Macharskiego.

W latach 1998-2001 pełniłem funkcję wikariusza w par. Zesłania Ducha Świętego w Krakowie na os. Ruczaj, m.in. ucząc religii w Szkołach Podstawowych 151 i 158 oraz w Gimnazjum nr 23. W roku akademickim 2000/2001 odbyłem studia licencjackie na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie zwieńczone tytułem licencjata z teologii ze specjalnością biblijną. Praca magisterska została uznana za licencjacką. Promotorem był o. Augustyn Jankowski OSB.

W latach 2001-2006 studiowałem w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie. W roku akademickim 2003/2004 byłem reprezentantem studentów Europy Środkowo-Wschodniej oraz członkiem senatu akademickiego tegoż instytutu. W czerwcu 2004 uzyskałem stopień licencjata z nauk biblijnych. Teza zatytułowana "En aletheia kai agape" (2 Gv 3). Richiamo al duplice comandamento nella lettera del Presbitero alla Signora eletta (“W miłości i prawdzie [2 J 3]. Wezwanie do podwójnego przykazania w liście Prezbitera do wybranej Pani”) została napisana pod kierunkiem Johannesa Beutlera SJ.

W latach 2004-2006 kontynuowałem studia w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie przygotowujące do doktoratu.

Od maja do lipca 2006 pracowałem w Sekretariacie Kardynała Metropolitalnej Kurii w Krakowie.

W październiku tego samego roku rozpocząłem studia doktoranckie we Franciszkańskim Studium Biblijnym w Jerozolimie, zamiejscowym Wydziale Nauk Biblijnych i Archeologii Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie (Pontificia Universitas Antonianum. Facultas Scientiarum Biblicarum et Archaeologiae). W 2007 roku uzyskałem status Candidatus ad Doctoratum i rozpocząłem pracę nad tezą doktorskiej pod kierunkiem prof. Alviero Niccacci OFM (SBF, Jerozolima) i prof. G. Barbiero SDB (PIB, Rzym). Praca doktorska zatytułowana Lo stolto ateo. Studio dei Salmi 14 e 53 (“Głupi ateista. Studium Psalmów 14 i 53”) została obroniona 30 stycznia 2010 roku. Oprócz wspomnianych dwóch moderatorów, recenzentami pracy doktorskiej byli M. Pazzini OFM (SBF, Jerozolima) i A. Mello (SBF, Jerozolima). Ekstrakt pracy doktorskiej został opublikowany w lutym 2010 w Jerozolimie przez wydawnictwo Franciscan Press. Na tej podstawie uzyskałem dyplom Doktora Nauk Biblijnych i Archeologii, zatwierdzony przez władze Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie dnia 25 maja 2010 roku.

W czasie moich studiów zarówno w Rzymie jak i w Jerozolimie uczestniczyłem w różnych kursach językowych: jęz. włoskiego w Rzymie; jęz. angielskiego w Leicester, Maynooth, Londonie i Nowym Jorku; jęz. niemieckiego w Bonn i Salzburgu oraz jęz. francuskiego w Lyonie i w Angers. Ponadto w czasie wakacyjnym pomagałem w różnych parafiach i wspólnotach religijnych. Przede wszystkim we Włoszech (Roccagorga, Spadafora, Borgo san Donato, Pieve i Maresso), w Anglii (Leicester, Kirkham, Louth, Skegness i Londyn), w USA (Chicago i Nowy York), w Niemczech (Wesseling i Traunstein), we Francji (Lyon) a także w różnych parafiach na terenie Polski, gdzie wygłosiłem kilkanaście rekolekcji parafialnych.

Od 1 października 2009 roku zostałem zatrudniony na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie na stanowisku asystenta w Katedrze Egzegezy Starego Testamentu. Rok później zacząłem pełnić funkcję opiekuna Samorządu Studenckiego oraz opiekuna I roku teologii o specjalności katechetyczno-pastoralnej. W 2011 zostałem adiunktem tej samej katedry.

Od 2009 roku należę do Stowarzyszenia Biblistów Polskich.

Poza publikacją kilku artykułów z dziedziny biblijnej, wygłosiłem referaty na sympozjach w Krakowie (Łagiewniki, wrzesień 2008; UPJPII,  kwiecień 2010), w Płocku (WSD, listopad 2009), w Lublinie (KUL, sierpień 2010) oraz wziąłem udział w konferencji naukowej na temat Księgi Psalmów w Oxfordzie (wrzesień 2010). Ponadto opublikowałem 4 tomy homilii i kazań.

Od końca września 2009 roku zamieszkałem przy Kolegiacie św. Anny w Krakowie z zadaniem pomocy duszpasterskiej w parafii, należąc jednocześnie do grupy trzech wykładowców z UPJPII, którzy zostali skierowani przez Metropolitę do sprawowania pieczy nad duszpasterstwem pracowników nauki miasta Krakowa.

W 2010 zostałem wybrany członkiem Rady Kapłańskiej Archidiecezji Krakowskiej. 

 

Curriculum Vitae in italiano

niedziela, 24 listopad 2019 19:49

Przepraszam

za to że nie skosztowałem wina z Kany

ani rozmnożonego chleba z Tabghi

że odszedłem z Kafarnaum przez słowa o Ciele

i nie wróciłem podziękować z kolegą trędowatym

za to że wstydziłem się klęknąć przed frędzlem z płaszcza

i wyjść na drzewo żeby Cię zobaczyć

że nie chciałem wrócić do domu nawet jedząc strąki świń

i uciekałem gdy brałeś mnie zgubionego na ramionach

za to że wybrałem szukanie drzewa dla wisielcy

zamiast flakoniku na łzy płaczącego

że ukrzyżowany nie prosiłem o raj

i nawet przebijając bok nie widziałem serca

za to że byłem zawsze tak blisko wszystkiego

by wciąż oddalać się do niczego

 

przepraszam

 

 

 

 

24 XI 2019

sobota, 23 listopad 2019 16:45

Guy Gilbert

Dziś chciałem odprawić w Bazylice Bożego Grobu, więc dołączyłem się do mszy francuskiej. Skupiałem się bardzo, żeby jak najwięcej zrozumieć, bo co prawda byłem dwa razy na miesięcznym kursie językowym w Angers i Lyonie, ale to było kilkanaście lat temu. Ku memu zdziwieniu zapamiętałem zwłaszcza trzy zdania:

 

Il n'y a pas d'Église sans Eucharistie - Nie ma Kościoła bez Eucharystii.
Priez sans cesse - "Módlcie się nieustannie" (1 Tes 5,17 ).
Le Seigneur a la derniere parole - Pan ma ostatnie słowo.

 

Dwa miesiące słuchałem kazań po włosku i je rozumiałem w całości, ale nic nie zapamiętałem. Tu zapamiętałem, bo chciałem bardzo zrozumieć i chciałem zapamiętać. Naprawdę dużo zależy od nastawienia i chęci zrozumienia!

Spróbujcie kiedyś na Mszy zrobić takie ćwiczenie: wysilić się maksymalnie, żeby zrozumieć i zapamiętać chociaż trzy zdania, ba, nawet jedno i nawet jeśli ksiądz będzie mówił w języku zasadniczo obcym dla Was. Zobaczycie, że jeśli ze Waszej strony jest większy wysiłek, to i pożytek jest większy. 


Po Mszy okazało się, że ten ksiądz, który przewodniczył i który wydawał mi się jakoś znajomy, to przecież sam Guy Gilbert, którego książkę "Ksiądz wśród bandziorów" pochłaniałem w młodości. 84-letni ksiądz, z 55-letnim stażem pracy wśród młodzieży i to nie byle jakiej. To są dopiero cyfry:).

piątek, 22 listopad 2019 21:32

O homoseksualizmie

22.11.2019

Jednym z większych współczesnych wyzwań Kościoła jest homoseksualizm.

 

Sprawa jest o tyle ważna, że Kościół nigdy nie był przeciw nauce. Czasem potrzebował kilkudziesięciu lat, żeby uznać to, co nauka odkryła, ale uczciwie trzeba przyznać, że w wierze chrześcijańskiej tak bardzo ceniony jest rozum, że prędzej czy później Kościół zawsze zgodzi się na to, co nauka uznaje za prawdziwe.

 

Dziś wydaje się, że z punktu widzenia naukowego zdecydowana większość akceptuje homoseksualizm. Wycofany z listy chorób, jest uczony na uczelniach jako alternatywna forma życia seksualnego. Jeśli rzeczywiście nauka tak mówi, to prędzej czy później będziemy musieli wycofać z naszych dokumentów i języka kościelnego takie określenia jak „choroba” czy „zaburzenie”.

 

I może się tak stanie, ale uczciwie trzeba powiedzieć, że problem może być też z nauką. Przecież w III Rzeszy zdecydowana większość i to najlepszych naukowców świata uważała, że nie wszystkie rasy są równe. Podobnie w ZSRR czy i innych krajach totalitarnych, gdzie naukę robi się pod władzę.

 

W przypadku homoseksualizmu wydaje się jednak, że chyba nie ma żadnej władzy, która by nakazywała takie a nie inne teorie. Faktem jest jednak, że brakuje realnych badań. Może się mylę, ale to nie żadne odkrycie naukowe ani żadne nowe badania stały za tym, żeby związki homoseksualne uznać za normalne. Po prostu w pewnym momencie dziejów był mocny nacisk, żeby nie nazywać już tego chorobą. I przeszło. A potem powtarzano w mediach i przedstawiano w filmach, że to fajna sprawa. Przecież w Polsce 20 lat temu sami ateiści byli przeciw, prawie wszyscy uczniowie byli przeciw, a dziś ciężko nawet tłumaczyć, bo prawie wszyscy młodzi są za. I nie tylko. Pamiętacie jak wyszło, że przy ofiarach pedofilii jest nadreprezentacja homoseksualistów, to nawet związek psychologów się wypowiadał, żeby nie wiązać homoseksualizmu z pedofilią, bo to są dwie różne sprawy. I jakoś to wszyscy uznali za normalne. Wyobrażacie sobie, co by było, gdy Episkopat powiedział, że nie należy wiązać kapłaństwa z pedofilią, bo to są dwie różne sprawy? Zaraz by oskarżono, że bronimy księży. Takie oskarżenie w kierunku homoseksualistów nie poszło, bo mają dziś lepszą prasę.

Albo więc stało się to co z rasizmem, jako ludzkość uwierzyliśmy, że czarny i biały to taki sam człowiek, chociaż przez wieki mieliśmy inne zdanie, albo nastąpiła uznaniowa zmiana wartości. Tak jak w Holandii. Jeśli 84% pediatrów jest za eutanazją dzieci do 12 roku życia, to nie dlatego, że nauka odkryła, że do 12 roku życia dzieci to nie ludzie, ani nie dlatego, że naukowo da się udowodnić sens eutanazji, tylko dlatego, że nastąpiła zmiana wartości. Przestano wierzyć w sens cierpienia.

 

Jeśli nauka mówi, że homoseksualizm jest normalny i to się da udowodnić, to powinniśmy albo uznać to za normalne, albo robić własne badania naukowe (jest nas samych katolików przecież ponad miliard!) i pokazać, że da się udowodnić, że to zdrowe nie jest. Jeśli jednak to nie jest sprawa nauki, tylko wartości, to po pierwsze trzeba ciągle przypominać, zwłaszcza naukowcom, że to nie rozwój medycyny, ale zmiana wartości spowodowała takie a nie inne przekonania. A po drugie, Kościół musi zadać sobie pytanie czy i my musimy albo przynajmniej możemy zmienić wartościowanie takich związków. Trochę jak z małżeństwami. Nie da się udowodnić naukowo, że zdrada małżeństwa jest chorobą. Nie da się udowodnić, że poligamia jest chora. Natomiast można mówić, że w naszym kraju czy w naszej religii żyjemy w takim świecie wartości, że nie do przyjęcia jest posiadanie dwóch żon. A czy to się może zmienić? Teoretycznie może. Tylko wtedy Kościół musiałby zrezygnować z wiązania seksu z małżeństwem albo przedefiniować małżeństwo, czyli zrobić dokładnie na odwrót do tego, co zrobił 2000 lat temu na przekór wartościom pogańskiego świata. Jeśli Bóg tego chce i Duch Święty, to niech nas prowadzi. Ale jeśli chcą tego tylko ludzie, uznaniowość i większość, to niech nas Bóg broni od takich zmian! Bo Bóg nie objawił człowiekowi wartości dlatego, że miał kaprys, ale dlatego, że takie a nie inne wartości są dla człowieka dobre.

 

Świat będzie miał takie przekonania, jakie będzie miała większość. Choćby nie były ani naukowe, ani dobre. I takie przekonania będzie narzucał. Tego Kościół nie przeskoczy. Natomiast wydaje się, że w obecnej sytuacji najprościej i najuczciwiej jest dla Kościoła mówić: Nie jest naszą dziedziną wypowiadać się, że takie relacje są chore czy zdrowie, To leży w kompetencji medycyny. Skoro ona uznaje, że to nie jest chore, to wycofujemy się z określeń, które mogłyby to sugerować. Natomiast to, że coś nie jest chore, to nie znaczy, że musi być akceptowane przez Kościół. I my, w naszym systemie wartości uznajemy relacje seksualne jako wyłączną domenę małżeństw heteroseksualnych. I mamy prawo tak myśleć, tak samo jak ci, co ze względów religijnych nie godzą się na transfuzje krwi, nie idą do wojska czy są za poligamią. Oczywiście traktujemy tych, co nie żyją w zgodzie z takimi wartościami Kościoła jak innych grzeszników, cudzołożników, współżyjących przed ślubem czy nie chodzących latami do Kościoła. Czyli kochamy ich, walczymy z uprzedzeniami, poniżaniem i nienawiścią. Ale jednocześnie mówimy, że to nie jest dobre. Tak jak nie jest dobre zagranie ręką jak się gra w nogę.

 

Oczywiście pozostaje jeszcze problem, jaką mamy wizję dla tych, którzy chcą być w Kościele a jednak nie chcą żyć wartościami Kościoła. Taką samą jak dla singli, którzy nigdy nie wyjdą za mąż, jak dla rozwodników, którzy już nie wrócą do żon. Bóg powołuje Cię do czystości, nie z Twojego wyboru, ale Bożego, tak jak z Bożego wyboru Bóg powołuje Cię do bycia dzieckiem takich a nie innych rodziców. I staraj się żyć najlepiej jak umiesz. A jak nie dajesz rady i upadasz, to się nawracaj jak każdy inny. A jeśli już uważasz, że to nie ma sensu, to albo się buntuj w rodzinie Kościoła i żyj tu dalej, albo odejdź zgodnie ze swoim sumieniem.

 

Byłoby cudownie, gdybyśmy w tym wszystkim trzymali się dwóch zasad: szacunku i szczerości. Bo ani brak szacunku ani zakłamywanie swoich przekonań do niczego dobrego nie doprowadzi.

Ateiści mają prawo mówić, że Boga nie ma i to nie jest atak na wierzących, chociaż może wyglądać na największą obrazę, bo nie ma nic gorszego niż powiedzieć księdzu czy zakonnicy, że całe życie poświęcili dla Kogoś kogo nie ma. Ateiści wydają się robić z nas wariatów, ale my się nie obrażamy, bo swoje wiemy a póki mówią szczerze, co myślą i mówią to z szacunkiem, to da się żyć z odmiennymi przekonaniami. Podobnie powinno być w sprawach homoseksualizmu. Musimy mieć prawo do mówienia, że to jest złe i nie może być to w żaden sposób uznawane za homofobię, atak na osoby czy poniżanie drugiego. Oczywiście sposób mówienia jest ważny, ale jeśli Kościół nie ma będzie miał prawa mówić, że akty homoseksualne są złe, to wtedy będzie to znak, że nawet jak akty nie są chore, to chorzy są ci, którzy nie pozwalają innym mieć swój system wartości.

środa, 20 listopad 2019 22:10

Zaślepienie

Dziś modliliśmy się w Jutrzni:
"W głębi serca bezbożnika nieprawość doń przemawia, *
nie ma on przed oczyma Bożej bojaźni.
Bo zaślepiony sam sobie schlebia *
i nie widzi swej winy, by ją mógł znienawidzić." (Ps 36,2-3)

Mało rzeczy tak boli jak ta, kiedy człowiek nie potrafi zobaczyć swojej winy.

 

Włochy. Miała być spowiedź, ale do niej ostatecznie nie doszło, bo pan się upierał, że od 27 lat się spowiada, ale nigdy w życiu nie miał żadnych grzechów. Przeszliśmy wszystkie przykazania Boże, kościelne, główne grzechy. Skądże. On naprawdę nic złego nie zrobił.

 

Polska. Zabił się. Niektórzy mówią, że przez dziewczynę. Ta wyszła niedługo po tym za mąż. Faceta po paru latach zostawiła dla innego. Nie widzi żadnego problemu. Wszyscy widzą. Tylko nie ona.

 

Sprawa TW. Nie tyle mnie smuciło, że nawet księża współpracowali z bezpieką, ale że się nie chcieli przyznać. Nawet na łożu śmierci? Nawet biskup? Masakra. Co musi być w głowie człowieka, że potrafi rozwalić życie rodzinie, dzieciom traumę na latach zafundować i nie widzi problemu? I nie tylko nas księży bolą nie tyle grzechy, co zatwardziałość w udawaniu, że ich nie ma. Nawet nie wiecie jaka to jest mega radość spowiadać mega grzesznika, który się mega nawraca.

 

Wróćmy do upominania braterskiego. Gdybyśmy co jakiś czas przypominali tym, co robią krzywdy, że to są krzywdy, rozmawiali z nimi, kłócili się, może przynajmniej jakiś odsetek zacząłby widzieć to, czego nie widzi.
To zbyt idealistyczne? Nie wiem, ale proszę, żeby przynajmniej ci, co mają do mnie żal, żeby o tym powiedzieli, napisali, a jak nie pomoże, zwrócili uwagę publicznie, a jak nawet to nie pomoże, żeby napluli w twarz, ale nie pozwolili na to, żebym chodził po tym świecie, mając na sumieniu innych.

I lepiej, żebyście to zrobili za życia, bo jak nie powiecie za życia, co źle robię, a będziecie pisać o tym artykuły po śmierci, to was będę straszył. Nie wiem, czy to mogę obiecać i czy będę w stanie, ale na pewno spróbuję..

poniedziałek, 18 listopad 2019 21:17

Po pogrzebie arcybiskupa Paetza

18.11.2019

 

Kiedy ktoś nas skrzywdzi, możliwe są cztery reakcje: szukamy sprawiedliwości w sądzie, szukamy sprawiedliwości na swoją rękę, męczymy się z tym sami albo przebaczamy.

 

Jeśli wina zmarłego była tak wielka i znana całej Polsce, nie mogę zrozumieć, dlaczego tej sprawy nie załatwiono w sądzie. Jeśli nie ma na to paragrafów, to trzeba przemyśleć sprawę prawa, bo nie może być tak, że o byle co toczą się sprawy, a nie da się dojść sprawiedliwości w tym, co boli całe społeczeństwo.

Powiedzą prawnicy, że paragrafy są, tylko trzeba człowieka oskarżyć. Czemu tego nie zrobiono? Mówicie, że ofiary nie są w stanie zajmować się takimi sprawami w sądzie. A ich rodziny? Znajomi? Ci którym zależy na ofiarach? Nie mogą się tym zająć? Może to jest problem, że jako społeczeństwo powinniśmy zacząć dojrzewać do tego, żeby szukać sprawiedliwości w tych instytucjach, które są do tego powołane. Albo dać spokój, jeśli sami pokrzywdzeni czy ich rodziny nie chcą tego z różnych względów robić.

 

Niektórzy mówią, że to Kościół powinien załatwić. Tylko, że Kościół nie jest od tego, żeby przeprowadzać procesy cywilne zamiast sądów świeckich. Może wszcząć proces kanoniczny. I dzięki Bogu i ludziom udało się to jeszcze załatwić za Jana Pawła II. To było za mało i arcybiskup Gądecki przypomniał kolejne działania Stolicy Apostolskiej. Ale wielu mówi, że to jeszcze za mało. Jeśli jednak to jeszcze za mało, to czyja to wina? Realną i pełną władzę nad biskupem ma tylko Papież. Żadna Konferencja Episkopatu i żadni biskupi. Jeśli Ojciec Święty nie ukarał bardziej, to uważał, że aktualna kara jest wystarczająca. A jeśli nie dowiedział się przez 6 lat, że arcybiskupa należy ukarać bardziej, to dlaczego mu o tym nikt nie powiedział? Naprawdę, jeśli tak bardzo zależało nam na ofiarach, czemu nie dochodziliśmy sprawiedliwości za życia? Nie rozumiem, o co mamy pretensje do biskupów. Co mogli jeszcze zrobić? Dobić go? Wytykać mu na każdym kroku, co zrobił? Nie odzywać się nigdy? Nie podawać mu ręki?

Weźmy też pod uwagę tę zwykłą zawodową czy rodzinną solidarność. Naprawdę w domu czy w pracy wytykamy codziennie co nie jest w porządku? Naprawdę nie podajemy ręki tym, którzy siedzieli w więzieniu i nie rozmawiamy z tymi, którzy rozwalili małżeństwo?

 

Swoją drogą, chociaż nie wszystko rozumiem, bardzo się cieszę z oburzenia społeczeństwa. Jest ono dowodem na to, że nie da się wszystkiego załatwić miłosierdziem. Tyle razy powtarzano w ostatnich latach o miłosierdziu, tyle raz o tym, że wszyscy będą zbawieni, że mało brakło i byśmy zapomnieli o ofiarach! Paradoksalnie skandale Kościoła pokazały, że nie da się tak myśleć. Że wybaczanie wszystkim, bez żadnych warunków, bez żadnej sprawiedliwości i bez żadnego zadośćuczynienia jest kolejnym krzywdzeniem ofiar.

 

Bogu dzięki, że pogrzeb się odbył tak jak się odbył. Ale może byłoby dobrze, gdybyśmy przestali pogrzeby traktować jako okazję do nagradzania albo karania. Po śmierci zostawmy to Bogu. A ostatnie pożegnanie niech będzie okazją do modlitwy, czasem dziękczynnej a czasem błagalnej. Bo idzie się pogubić. Czy naprawdę publiczny charakter pogrzebu generała Jaruzelskiego był dowodem na to, że mniejsze krzywdy wyrządził Polakom?

Tu się może nie zrozumiemy, ale pamiętam pogrzeb arcybiskupa Wesołowskiego. Biskup był jeden, księży mało. Wiadomo czemu. Ale ludzi trochę było. Pytam się jednej osoby, czemu przyszła, skoro takie sprawy zarzucają zmarłemu. A ona: Skoro był grzesznik, no to się trzeba tym bardziej pomodlić. Pomyślałem sobie, że świeccy są mądrzejsi od księży. Bo my się boimy, co pomyślą o nas media. A oni boją się o zmarłych. Niektórzy mieli potem pretensje, że napisałem tekst: „Pijak pijakowi przyjdzie na pogrzeb, ale nuncjusz nuncjuszowi nie przyjedzie.” Bo nie mogłem i dalej nie mogę zrozumieć, dlaczego my nie traktujemy zmarłych jako braci. Przecież gdyby mój brat był zabójcą, to bym poszedł na jego pogrzeb nie dlatego, że nie szanuję ofiary, ale dlatego, że jest on moim bratem! Nie róbmy takiej medialnej nagonki, która sprawa, że się biskupi, księża czy koledzy boją pójść na pogrzeb, żeby czasem nie zrozumiano tego opacznie!  Choćby cokolwiek okazało się o moim biskupie, proboszczu, koledze czy sąsiedzie to pójdę na pogrzeb, bo to mój biskup, proboszcz, kolega czy sąsiad. I mam nadzieję, że nawet jak mnie diabeł opęta i umrę jak zły łotr nienawrócony, to znajdą się tacy, którzy przyjdą na mój pogrzeb. Przyjdą, żeby mi po prostu pomóc. Dlatego ucieszyłem się, gdy na zdjęciu z pogrzebu zobaczyłem biskupów Poznana. Kto ma Ci przyjść na pogrzeb, jak nie Twój brat?

 

I jeszcze dwie sprawy.

Pierwsza o słowach arcybiskupa Gądeckiego: „W trosce o jedność Kościoła proszę wszystkich wiernych o to, aby strzegli samych siebie i byli bez grzechu.” Rozumiem, że niektórzy się oburzają, ale przecież to jest czysta Ewangelia. Kiedy doniesiono Jezusowi o tym, że Piłat wymordował Galilejczyków i to przy składaniu ofiar (Łk 13,1), co powiedział Pan Jezus? „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łk 13,3). Za taki tekst, to Go naprawdę można oskarżyć. Bo nie był wrażliwy na ofiary. Bo nie mówił o tym, że Piłat jest złem wcielonym. Ani o tym, że trzeba dojść sprawiedliwości. A Jezus mówił tak a nie inaczej, bo w życiu jesteśmy odpowiedzialni przede wszystkim za siebie. Piłat czy arcybiskup to nie jedyni sprawcy krzywdy ludzkiej. W tysiącach polskich domów, szkół i miejsc pracy ludzie ranią ludzi. I albo zaczniemy na serio myśleć, czy my czasem nie krzywdzimy ludzi, czy zamieciemy nasze krzywdy pod dywanem innych super krzywdzących. To jest mega ważna sprawa. Bo to sprawa walki między pogaństwem a chrześcijaństwem. Pogaństwo mówi: Trzeba kozła ofiarnego, jak się go zabije, będziemy usprawiedliwieni. I tak wybieramy Hitlera, Stalina, pedofilów, zabójców i jeszcze parę kategorii. O nich mówimy grzesznicy i potwory. W ten sposób nie musimy się martwić o siebie. Bo nasze grzechy, nasze bicie dzieci w domach, krzywdzenie pracowników, oszukiwanie pracodawców, niszczenie psychicznie rodziny, to nic takiego. Chrześcijaństwo mówi inaczej: Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Jezus wziął na siebie nasze winy i nie ma grzechu, którego by nie mógł nam wybaczyć. Nie bójmy się więc do Niego wracać. Ale wracać musimy. Nawracać się musimy wszyscy. To jest o wiele bardziej wymagające niż pogaństwo, ale to jest o wiele bardziej uzdrawiające nas samych, rodziny i społeczeństwa.

Oczywiście, można lekko powiedzieć, że umarł grzesznik wielki i pocieszać się, że ja jestem mały. Ale można też pomyśleć: może i ja kogoś krzywdzę i skoro Bóg dał mi jeszcze życie, to lepiej, żebym przestał być katem.

 

Na koniec o przebaczeniu. Bo tak strasznie mi brak w tym wszystkim chrześcijańskiej troski o przebaczenie. Sąd, więzienie, kara to są sprawy, które są konieczne, ale nigdy niewystarczające. Krzywda się kończy wtedy, jak sprawca się nawraca a ofiara wybacza. I powinniśmy przypominać nie tylko o konieczności sprawiedliwości, ale też o możliwości wybaczenia. Piszę „możliwości”, bo nakazywać wybaczenie ofiarom może być kolejną krzywdą. Mamy jednak nie tylko w Ewangelii, mamy w całej historii przepiękne przykłady możliwości przebaczenia. Maria Goretti czy Mama Popiełuszki. Albo nawet postacie literackie jak Jurand z „Krzyżaków” czy Chilon Chilonides z „Quo Vadis” (zob. https://www.wegrzyniak.com/2318-literatura-milosierdzia).

Człowiek może wybaczyć. Nawet po największej krzywdzie. To jest Dobra Nowina Ewangelii!

Czy jest większa krzywdy wyrządzona ofiarom od wmówienia im, że nigdy nie będą w stanie wybaczyć i że muszą na zawsze żyć z nienawiścią? Sprawca może umrzeć. Kata można nie osądzić. Jeśli jednak człowiek nie ma żadnej nadziei na to, że jego wewnętrzne piekło może się skończyć, to jakby został skazany na beznadziejną śmierć za życia.

 

Po śmierci sąd zostawmy Bogu. Zwłaszcza kiedy za życia nie potrafiliśmy osądzić lepiej.
Kto może, niech się modli za zmarłych, bo piekła innym życzą tylko diabli.
A kto może, niech ofiarom okaże wiele dobroci serca, żeby jeszcze za życia doświadczyli miłości i przebaczenia.

 

poniedziałek, 18 listopad 2019 14:11

Homo paradoxus

znieśliśmy karę śmierci

a maszerujemy za aborcją

głosimy miłosierdzie dla wszystkich

a nie wyobrażamy sobie przebaczenia dla niektórych

walczymy o wolne sądy

a wydajemy wyroki bez procesów

płaczemy nad bezpańskimi zwierzętami

omijając bezdomnych

mamy siłę deptać grobowce

gdy nie mieliśmy odwagi spojrzeć w oczy

 

o co właściwe nam chodzi?

żeby było tylko tak jak my chcemy

 

18 XI 2019

piątek, 08 listopad 2019 21:37

Pogrzeb ks. Jacka

8.11.2019
 
Jutro jest pogrzeb ks. Jacka Pietruszki (ur. 1967). Byliśmy razem u św. Anny przez cztery lata (2009-2013). Pozwolę sobie napisać parę słów, bo o dobrych sprawach warto zawsze pisać.
 
Od zawsze Jacek kojarzył mi się z Oazą. Jeszcze jako kleryk słyszałem o jego słynnych rekolekcjach w Gdańsku, potem jego złotym wieku u Dobrego Pasterza i wreszcie Kolegiata św. Anny, gdzie chociaż na standardy oazowego duszpasterstwa młody już nie był a jednak ciągle serce biło mu ruchem Światło-Życie. Był księdzem, który wyrósł z oazy i żył oazą. Może dla wielu to zapomniany motyw, ale był taki czas, kiedy mówiono, że połowa powołań kapłańskich pochodzi z Oazy. Jego śmierć jest również przypomnieniem wielkich owoców Ruchu ks. Blachnickiego.
  
Jeszcze bardziej zapamiętam Jacka jako człowieka relacji. Ileż kaw i herbat wypiliśmy razem. Iluż ludzi przewinęło się u niego. Kogo on nie znał i z kim on nie trzymał. Zawsze się śmiałem, że byłby super od spraw personalnych w diecezji. Pamięć o imieninach, urodzinach. Pamięć bez okazji. To jest dar. Dbać o relacje. Zostanie mi też do końca życia jego wymówka: „Jak będę umierał, to się do Ciebie nie dodzwonię”, bo komórkę zazwyczaj wyłączałem na noc.
 
A w relacjach i rozmowach zawsze kultura i serdeczność. Jak się przecież dużo mówi, to można i obgadać, można i być złośliwym. Tego nie było. Podziwiałem nieraz jak na moje narzekania czy złośliwe uwagi pokazywał inne strony to tego księdza, to tamtego człowieka. Nie że nie widział zła, ale przede wszystkim widział dobro. Nigdy po spotkaniu z nim, nie byłeś do ludzi nastawiony bardziej negatywnie.
 
To, że zrobił doktorat to jedno, ale to, że był mądry to drugie. Pamiętam jak się nie mogłem nadziwić, dlaczego Seminarium pozwoliło klerykom na udział w prowadzonych przez mnie rekolekcjach akademickich tylko przez dwa dni a nie pozwolili przyjść ostatniego dnia. „Wojtek – tłumaczył - pomyśl. Za naszych czasów nie pozwalali nawet na jeden dzień wyjść. I co zostaliśmy złymi księżmi? To są wszystko drugorzędne sprawy”. Przykładów można by dawać więcej. Mądrość jest zawsze jedna. Widzi i żyje tym, co najważniejsze a nie traci życia na to, co drugorzędne.
 
I jeszcze jedno. Nie umiałbym tak cierpieć. Przecież już od dłuższego czasu chorował. W ostatnich miesiącach topniał na oczach. Nie narzekał. Nie koncentrował się na cierpieniu. Nie zasypywał szczegółami medycznymi. Nie użalał się nad swoim losem tak, że zminimalizował liczbę osób poinformowanych o chorobie maksymalnie jak się dało. A przecież nie był zamknięty na ludzi.
 
Szkoda po ludzku, że jak człowiek dojrzeje do nieba, to Pan Bóg nie chce go długo trzymać na ziemi. Normalnie szkoda...
 
czwartek, 07 listopad 2019 07:11

Owca, drachma i syn

7.11.2019

 

Bardzo lubię ten rozdział Ewangelii Łukasza, który opowiada o zgubionej owcy, drachmie i synu marnotrawnym. O owcy i drachmie słyszmy w dzisiejszej Ewangelii.

Dlaczego jednak Jezus w sumie opowiada aż trzy przypowieści, skoro morał jest ten sam: w niebie się cieszą jak się grzesznik na ziemi nawraca? Przecież zwłaszcza w czasach papirusów i pergaminów można było oszczędzić na materiale. Ano racja jakaś musiała być. Racja różnorodności. Owca to nie drachma, drachma to nie człowiek.

 

Co zrobiła drachma, żeby się zgubić? Nic. To właścicielka jakoś się zamotała. Co zrobiła drachma, żeby się znaleźć? Nic. To właścicielka zrobiła wszystko, by ją znaleźć.

 

Co zrobiła owca, żeby się zgubić? Trochę zrobiła. Zamiast wracać z pasterzem i koleżankami przyssała się do kępki trawy: „jeszcze bym sobie podjadła”. No się zgubiła. Owca nie koń, nie kot, nie wróci sama do domu. Co zrobiła owca, żeby wrócić? Nic. Co więcej, owca to nie drachma, nie poleży tam gdzie się zgubiła, ale będzie skakać z pagórka na pagórek, komplikując jej poszukiwania.

 

Co zrobił syn marnotrawny, żeby się zgubić? Wszystko. Sam poprosił o pieniądze. Sam wyjechał. Sam roztrwonił. Co zrobił, żeby wrócić? Wszystko. Sam przemyślał, sam się zabrał, sam powrócił. Ojciec nie poszedł za synem jak pasterz za owcą ani nie szukał go jak kobieta drachmy.

 

To prawda, że w niebie się cieszą, jak się grzesznik nawraca i to bez względu na to czy w oczach ludzkich ten grzesznik warty jest tyle co jedna drachma czy tyle co twoje dziecko. Jednak cała mądrość i trudność polega na tym, że ludzie są różni, przyczyny zgubienia są różne, sposoby pomocy są różne i drogi powrotu są różne. Jednych trzeba szukać, nawet gdyby trzeba było przewrócić całe swoje życie jak dom do góry nogami. Innych trzeba zostawić, bo jeśli się pójdzie za nimi, może się nie odnajdą nigdy.

środa, 06 listopad 2019 20:45

Sprawy bulwersujące

6.11.2019

Wrócę jeszcze do Pachamamy, plakatu z różańcem w pięści, Matki Bożej z tęczową aureolą, bo takie i podobne sprawy zdradzają powtarzający się mechanizm.

 

1. Najpierw ktoś podejmuje jakąś akcję, która jednym się podoba, innym nie. Nie zawsze wiadomo czy to jest robione ze świadomością, że będzie to kogoś burzyć. To już twórcy wiedzą w sumieniu. Faktem jednak jest, że jeśli zależy nam na ludziach nie powinno się robić czegoś co z góry będzie powodowało niepotrzebne zgrzyty.

 

2. Ci, którzy się burzą, nie próbują prawie nigdy zapytać o intencje twórców a przecież to powinno być zasadniczym działaniem. Jak można krytykować twórców, jeśli nie wiemy dokładnie o co im chodziło? Niektórzy mówią, że to nieistotne, bo dzieło żyje swoim życiem. Tylko, że gdyby intencje nie były ważne, wtedy po co w ogóle szukać w Biblii woli Bożej i po co na przykład Ojciec święty tłumaczył, że zamierzenia ustawienia figurek były jak najbardziej zgodne z wiarą. Wbrew pozorom intencje autorów są pierwszorzędne i za wszelką cenę powinniśmy starać się je zrozumieć. Dramat czy przynajmniej paradoks polega na tym, że nawet jak autorowie tłumaczą, jakie były ich zamierzenia to po oponentach spływa to często jak groch po ścianie. Choćby ile Franciszek tłumaczył, to nie zaspokoi antyFranciszków i choćby ile tłumaczyli organizatorzy Marszu Niepodległości, to i tak im nie uwierzą. To samo z LGBT. Uprzedzenia zazwyczaj są mocniejsze niż słuchanie tych, do których jesteśmy uprzedzeni.

 

3. Może się zdarzyć, że poznanie intencji spowoduje zrozumienie. Jeśli jednak nie powoduje i oburzeni nadal są oburzeni (bo na przykład nie wierzą tłumaczeniom albo pomimo wiary nadal ich to uwiera), to organizatorzy powinny zmienić decyzję. Powinni przeprosić: Przepraszamy, że was to uraziło i postaramy się już tego nie robić. W tym kluczu Papież powinien usunąć figurki, MN zmienić plakat. To samo LGBT. Nawet nie dlatego, że to co zrobili było złe, ale dlatego, że powodowało zgorszenie. Św. Paweł pisze: "Jeżeli więc pokarm gorszy brata mego, przenigdy nie będę jadł mięsa, by nie gorszyć brata (1 Kor 8,13 ). Bo jak tłumaczy: "W ten sposób, grzesząc przeciwko braciom i rażąc ich słabe sumienia, grzeszycie przeciwko samemu Chrystusowi." (1 Kor 8,12 ). Jeśli przyniosłem kwiaty a ktoś mi mówi, że ma alergię, to nie powinienem mu tłumaczyć, że kwiaty są piękne, tylko kwiaty - choćby najpiękniejsze - usunąć.

 

4. Czy jednak zawsze trzeba przepraszać i się wycofywać? Nie. Jeśli sprawa jest wielkiej wagi, można się jej trzymać. I tak Jezus, który sam mówił, że lepiej byłoby włożyć kamień młyński na szyi temu, co gorszy innych (Mt 18,6), sam kiedy zgorszył Żydów mówieniem o spożywaniu swego Ciała i Krwi nie włożył sobie kamienia i nie wycofał się, chociaż wielu ludzie odeszło od Niego. Jak pisze Ewangelista, "Jezus świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: «To was gorszy?" (J 6,61). Sprawa Eucharystii była tak ważna i kluczowa, że wolał stracić ludzi niż prawdę. Bo ludzie jak odejdą, do prawdy mogą prędzej czy później wrócić. A jak stracimy prawdę nie będzie ani do czego wracać ani przy kimkolwiek trwać. Tak jak Ojciec marnotrawny, który woli, żeby syn odszedł, niż żeby On przestał być miłosiernym i dającym wolność Ojcem. Do takiego bowiem można wracać, do tyrana się nie wróci nikt.

 

Jeżeli organizatorzy takich czy innych eventów nie zmieniają tego, co bulwersuje przyznają tym samym, że albo im chodziło o prowokacje albo to przy czym się upierają jest rzeczywiście tak ważne, że warto poświęcić nawet wielu ludzi.

I tu tkwi największy problem. Bo nie zawsze wiadomo, czy ktoś nie chce nas zrobić w konia i nie zawsze wiadomo czy sprawa, przez którą poświęciliśmy ludzi była tego naprawdę warta. 

I tu tkwi największy problem. Bo nie zawsze wiadomo, czy ktoś nie chce nas zrobić w konia i nie zawsze wiadomo czy sprawa, przez którą poświęciliśmy wielu była tego naprawdę warta. A jeśli uważamy, że naprawdę było warto, musimy być gotowi na każdą krytykę a może i na każde cierpienie.

Czasem mam wrażenie, że nie umiemy cierpieć dla ważnych spraw a czasem myślę, że dochodzimy do paradoksu rodziców, którzy do domu przyprowadzili psa. Dziecko zaczęło płakać, że się psa boi. Rodzice zaczęli tłumaczyć, że psy są dobre, że chcieli zrobić niespodziankę, że przecież to będzie super sprawa. Ale że dziecko dalej się upierało i płakało, rodzice odesłali go do domu dziecka, aż dzieciak zrozumie, że zwierzęta są naprawdę fajne.

czwartek, 31 październik 2019 21:18

Większa tragedia niż śmierć?

Czyż nie większą tragedią niż śmierć jest nienawiść?
Kiedyś poznałem we włoskiej parafii rodzinę. Bardzo sympatyczni. Rodzice w średnim wieku, trójka dzieci, najmłodszy kilkuletni Alessandro. On wyjeżdżał na wschód, trochę dla pracy, trochę dla dzieł charytatywnych. Z jednego z krajów poradzieckich przywiózł dwadzieścia lat młodszą dziewczynę. Zamieszkali w tej samej miejscowości. Bo miał tam działkę. Nic prośby dzieci i żony. Nic, że nawet jego rodzina odcięła się od niego. Pamiętam do dziś jej słowa: lepiej mieć męża w grobie niż w ramionach cudzej kobiety. Z miłości, rodziny, lat wspólnych została tylko nienawiść.

 

Większą tragedią niż śmierć jest nienawiść.
Wydajemy tysiące na lekarstwa i lekarzy, poświęcamy dni i miesiące, żeby wstać z łóżka na kuracje skuteczne. Nie chcemy umierać.
Czemu nie poświęcamy tyle czasu i pieniędzy, żeby przestać się nienawidzić? Żeby wyleczyć się z żalów, pretensji, zranień, z którymi zmagamy się nieraz latami? Czemu uważamy za normalność przemoc, kłótnie, uprzedzenia?
Czemu nie pamiętamy o słowach Pawła: "Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem" (Ef 4,26), i nie walczymy o pojednanie tak szybko, jak walczymy przy zawale serca?
Św. Jan powie mocno: "Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego." (1 J 3,15)

 

Spieszmy się nie nienawidzić, póki śmierć nie pogrzebie pojednania.

Konsola diagnostyczna Joomla!

Sesja

Informacje o wydajności

Użycie pamięci

Zapytania do bazy danych