KazaniaWojciech Węgrzyniak
Wojciech Węgrzyniak

Wojciech Węgrzyniak

   Pochodzę z Podhala a dokładnie z Mizernej. Jestem księdzem od 6 czerwca 1998 roku. Przez pierwsze 3 lata kapłaństwa byłem wikariuszem w Krakowie na os. Ruczaj. Potem wyjechałem za granicę.
   Pięć lat spędziłem na studiach w Rzymie, trzy następne w Jerozolimie. Od października 2009 roku pracuję na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Moja specjalność to nauki biblijne a dokładniej Stary Testament. Mieszkam przy Kolegiacie św. Anny w Krakowie, starając się pomagać również w duszpasterstwie.

 

Planowane rekolekcje

2013

Dla kapelanów Wojska Polskiego, Częstochowa, 23-26.09

WSD Radom, 3-8.12

Duszpasterstwo Akademickie, Kraków, U Dobrego, 15-18.12

Bęczarka, 20-22.12

2014

Duszpasterstwo Akademickie Most, wielkopostne, Wrocław, 5-8.03

Duszpasterstwo Akademickie u Brata, wielkopostne, Kraków, 30.03-2.04

Parafialne wielkopostne, Kwaczała, 6-9.04

Kapłańskie, Ziemia Święta, sierpień/wrzesień

WSD Łomża, koniec września

Parafialne - Niepołomice, koniec października

2015

Rekolekcje o Słowie Bozym, Krościenko, ferie zimowe (5 dni)

Parafialne wielkopostne - Kraków - św. Jadwigi

Parafialne adwentowe - Jaworzno-Szczakowa

2016

Parafialne wielkopostne - Chrzanów-Kościelec

2017
Parafialne wielkopostne (V Niedz. Wlk.Postu)- Sułkowice
2018
Parafialne wielkopostne (V Niedz. Wlk.Postu)- Nowy Targ, św. Katarzyny

 

 

Wygłoszone rekolekcje

1998

Parafialne wielkopostne – Kwaczała, marzec

ONŻ O st. - Bystra Podhalańska, sierpień

1999

ONŻ I st. - Babice, lipiec

Ewangelizacyjne - Młoszowa-Chrzanów, październik

2000

Misje parafialne - Kraków, Piaski Nowe, 26.03-2.04 (wraz z ks. Janem Nowakiem)

ONŻ II st. - Groń, lipiec

Dla młodzieży - Kraków, Kurdwanów, 24-27.09

Parafialne adwentowe - Niegowić, grudzień

2001

Parafialne wielkopostne - Dębno, marzec 

Parafialne wielkopostne - Frydman, marzec

Dla Liceum Męskiego oo. Cystersów - Kraków, Szklane Domy, 9-11.04

ONŻ III st. (ogólnopolskie) - Kraków, lipiec

2002

ONŻ O st. - Osieczany, lipiec

2003

Parafialne wielkopostne - Dębno, 13-16.04.2003

Parafialne adwentowe - Kraków, os. Ruczaj, 17-20.12 

Parafialne adwentowe – Krempachy, 20-23.12

2004

Dla I LO w Krakowie, marzec

Parafialne wielkopostne - Niedzica, 28.03-31.03

Parafialne wielkopostne - Raba Wyżna, 4-7.04

Parafialne adwentowe - Kraków, Prądnik Czerwony (Jana Chrzciciela), 19-22.12

2005

Parafialne wielkopostne - Nowy Targ, św. Katarzyny, 12-18.03

Parafialne wielkopostne - Dębno, marzec

2006

Dla szkół średnich w Wieliczce, marzec

Dla inteligencji - Myślenice, marzec

Parafialne wielkopostne - Harklowa, kwiecień

2009

Parafialne adwentowe - Kraków, os. Ruczaj, 12-15.12.2009

Dla Stowarzyszenia Civitas Christiana - Kraków, Łagiewniki, 4.12.2009

2010

Parafialne wielkopostne - Kacwin, 17-20.02

Dla VIII LO w Krakowie, 8-10.03

Dla młodzieży i nie tylko - Kraków, kościół Miłosierdzia Bożego, 9-11.03 (pomoc włoskiej Szkole Ewangelizacji „Sentinelle del Mattino di Pasqua”)

W Bazylice Mariackiej (Parafialne wielkopostne i dla Bezdomnych), Kraków, 21-26.03

Dla pracowników nauki - Kraków, św. Anna, 28.03-1.04

Misje parafialne - Prostyń, 22-31.05

Dla przygotowujących się do Bierzmowania i młodzieży – Nowy Targ, 8-10.09

WSD Hosianum - Olsztyn, 27-29.09

Dla katechetów – Sokołów Podlaski, 15-17.10

Dla katechetów – Nurzec Stacja, 26-28.11

Dla rodziców - Kraków, Biały Prądnik (u ss. Duchaczek), 6-8.12

Dla Duszpasterstwa Akademickiego adwentowe – Warszawa, św. Anny, 12-15.12

2011

Dzień skupienia - WSD XX. Sercanów w Stadnikach, 19-20.01

Misje parafialne - Leńcze, 6-13.02

Dla Duszpasterstwa Akademickiego wielkopostne "Daj się zaprzęgnąć" - Kraków, św. Anny, 10-13.04.

Dzień skupienia "Między kobietą a Panem Bogiem" - WSD XX. Saletynów w Krakowie, 28-29.05.

Z okazji jubileuszu 500-lecia parafii p.w. Trójcy Świętej w Prostyni, 18-20.06.

WSD Drohiczyn, 28.09-2.10.

Kapłańskie - Ziemia Święta, 3-12.11

Dla XX. Chrystusowców z Misji Polskiej - Bochum, 20-21.11

Parafialne adwentowe - Kraków, MB Ostrobramskiej, 11-13.12

2012

WSD Kraków, 21-25.02

Parafialne wielkopostne - Kraków, Dobrego Pasterza, 25-28.03

Dla kapłanów rocznika święceń 1982, Maniowy 9-12.04

Parafialne, przed peregrynacją Obrazu Jezusa Miłosiernego - Maniowy, 17-20.05

Dla katechetów diec. Bielsko-Żywieckiej - Pogórze, 29.06-1.07

WSD Katowice, 26-30.09

Parafialne, przed peregrynacją Obrazu Jezusa Miłosiernego - Chrzanów, św. Mikołaja, 4-7.11

Dla katechetów archidiec. Krakowskiej - Zakopane, 15-17.11

Dla katechetów archidiec. Krakowskiej - Zakopane, 7-9.12

Dla Duszpasterstwa Akademickiego, adwentowe - Radom, 9-12.12

2013

Dla katechetów archidiec. Krakowskiej - Zakopane, 7-9.02

Parafialne wielkopostne - Linz, 15-17.02

Dzień skupienia - Wiedeń, 17.02

Dla pedagogów i wychowawców - Kraków, Bazylika św. Floriana, 18-20.02

Dla katechetów archidiec. Krakowskiej - Zembrzyce, 7-9.03

Parafialne wielkopostne - Katedra Wawelska, 24.02/3.03/10.03

Duszpasterstwo Akademickie - Kraków, św. Szczepan, 10-13.03

Dla nauczycieli - Kielce, 14-16.03

Dla Sióstr Urszulanek - Rybnik, 1-3.05

Dla XX. Chrystusowców z Misji Polskiej - Bochum, 8.06

 

Życiorys
(z 24.02.2011 na potrzeby nostryfikacji dyplomu doktorskiego)

 

Urodziłem się 21 marca 1973 w Niedzicy jako najmłodsze dziecko Władysława Węgrzyniaka i Wiktorii z domu Zązel. W latach 1973-1977 mieszkałem w Maniowach a następnie w Mizernej, gdzie część rodziny mieszka do tej pory.

Po ukończeniu w 1988 roku Szkoły Podstawowej w Kluszkowcach uczęszczałem do I LO im. Seweryna Goszczyńskiego w Nowym Targu. W roku szkolnym 1990/1991 zakwalifikowałem się do III stopnia XVII Olimpiady Geograficznej, natomiast w roku 1991/1992 zostałem finalistą XVIII Olimpiady Geograficznej i I Olimpiady Nautologicznej oraz dotarłem do II stopnia Olimpiady Historycznej.

Egzamin dojrzałości uzyskałem w 1992 r., po czym wstąpiłem do Archidiecezjalnego Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie, rozpoczynając tym samym przygotowanie do kapłaństwa i studia na Papieskiej Akademii Teologicznej.

Święcenia diakonatu otrzymałem 8 maja 1997 roku w Skomielnej Białej. Zgodnie z wytycznymi formacji seminaryjnej ostatni rok przed święceniami kapłańskimi spędziłem w Kwaczale, ucząc religii w szkole podstawowej i pomagając w parafii jako diakon.

W 1998 roku uzyskałem magisterium z teologii na podstawie pracy napisanej pod kierunkiem o. Augustyna Jankowskiego OSB zatytułowanej Κoinonia z Bogiem w Pierwszym Liście Jana Apostoła. W tym samym roku, 6 czerwca otrzymałem święcenia kapłańskiego z rąk kard. Franciszka Macharskiego.

W latach 1998-2001 pełniłem funkcję wikariusza w par. Zesłania Ducha Świętego w Krakowie na os. Ruczaj, m.in. ucząc religii w Szkołach Podstawowych 151 i 158 oraz w Gimnazjum nr 23. W roku akademickim 2000/2001 odbyłem studia licencjackie na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie zwieńczone tytułem licencjata z teologii ze specjalnością biblijną. Praca magisterska została uznana za licencjacką. Promotorem był o. Augustyn Jankowski OSB.

W latach 2001-2006 studiowałem w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie. W roku akademickim 2003/2004 byłem reprezentantem studentów Europy Środkowo-Wschodniej oraz członkiem senatu akademickiego tegoż instytutu. W czerwcu 2004 uzyskałem stopień licencjata z nauk biblijnych. Teza zatytułowana "En aletheia kai agape" (2 Gv 3). Richiamo al duplice comandamento nella lettera del Presbitero alla Signora eletta (“W miłości i prawdzie [2 J 3]. Wezwanie do podwójnego przykazania w liście Prezbitera do wybranej Pani”) została napisana pod kierunkiem Johannesa Beutlera SJ.

W latach 2004-2006 kontynuowałem studia w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie przygotowujące do doktoratu.

Od maja do lipca 2006 pracowałem w Sekretariacie Kardynała Metropolitalnej Kurii w Krakowie.

W październiku tego samego roku rozpocząłem studia doktoranckie we Franciszkańskim Studium Biblijnym w Jerozolimie, zamiejscowym Wydziale Nauk Biblijnych i Archeologii Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie (Pontificia Universitas Antonianum. Facultas Scientiarum Biblicarum et Archaeologiae). W 2007 roku uzyskałem status Candidatus ad Doctoratum i rozpocząłem pracę nad tezą doktorskiej pod kierunkiem prof. Alviero Niccacci OFM (SBF, Jerozolima) i prof. G. Barbiero SDB (PIB, Rzym). Praca doktorska zatytułowana Lo stolto ateo. Studio dei Salmi 14 e 53 (“Głupi ateista. Studium Psalmów 14 i 53”) została obroniona 30 stycznia 2010 roku. Oprócz wspomnianych dwóch moderatorów, recenzentami pracy doktorskiej byli M. Pazzini OFM (SBF, Jerozolima) i A. Mello (SBF, Jerozolima). Ekstrakt pracy doktorskiej został opublikowany w lutym 2010 w Jerozolimie przez wydawnictwo Franciscan Press. Na tej podstawie uzyskałem dyplom Doktora Nauk Biblijnych i Archeologii, zatwierdzony przez władze Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie dnia 25 maja 2010 roku.

W czasie moich studiów zarówno w Rzymie jak i w Jerozolimie uczestniczyłem w różnych kursach językowych: jęz. włoskiego w Rzymie; jęz. angielskiego w Leicester, Maynooth, Londonie i Nowym Jorku; jęz. niemieckiego w Bonn i Salzburgu oraz jęz. francuskiego w Lyonie i w Angers. Ponadto w czasie wakacyjnym pomagałem w różnych parafiach i wspólnotach religijnych. Przede wszystkim we Włoszech (Roccagorga, Spadafora, Borgo san Donato, Pieve i Maresso), w Anglii (Leicester, Kirkham, Louth, Skegness i Londyn), w USA (Chicago i Nowy York), w Niemczech (Wesseling i Traunstein), we Francji (Lyon) a także w różnych parafiach na terenie Polski, gdzie wygłosiłem kilkanaście rekolekcji parafialnych.

Od 1 października 2009 roku zostałem zatrudniony na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie na stanowisku asystenta w Katedrze Egzegezy Starego Testamentu. Rok później zacząłem pełnić funkcję opiekuna Samorządu Studenckiego oraz opiekuna I roku teologii o specjalności katechetyczno-pastoralnej. W 2011 zostałem adiunktem tej samej katedry.

Od 2009 roku należę do Stowarzyszenia Biblistów Polskich.

Poza publikacją kilku artykułów z dziedziny biblijnej, wygłosiłem referaty na sympozjach w Krakowie (Łagiewniki, wrzesień 2008; UPJPII,  kwiecień 2010), w Płocku (WSD, listopad 2009), w Lublinie (KUL, sierpień 2010) oraz wziąłem udział w konferencji naukowej na temat Księgi Psalmów w Oxfordzie (wrzesień 2010). Ponadto opublikowałem 4 tomy homilii i kazań.

Od końca września 2009 roku zamieszkałem przy Kolegiacie św. Anny w Krakowie z zadaniem pomocy duszpasterskiej w parafii, należąc jednocześnie do grupy trzech wykładowców z UPJPII, którzy zostali skierowani przez Metropolitę do sprawowania pieczy nad duszpasterstwem pracowników nauki miasta Krakowa.

W 2010 zostałem wybrany członkiem Rady Kapłańskiej Archidiecezji Krakowskiej. 

 

Curriculum Vitae in italiano

czwartek, 26 luty 2015 17:49

O co chodzi kartkom?

EksHom I 2012

 

Po Mszy św. w Boże Narodzenie przyszedł gimnazjalista do zakrystii z prośbą o podpis księdza. Przygotowuje się do bierzmowania i musi zebrać dowód obecności m.in. na bożonarodzeniowej Eucharystii. W Nowy Rok to samo. W tygodniu przed świętami o parę podpisów proszono w konfesjonale. System kartkowy pojawia się coraz częściej i może warto go chociaż skomentować.

 

Ponad 10 lat temu, kiedy byłem wikarym na krakowskim osiedlu Ruczaj, słyszałem wraz z kolegami, że w jakiejś parafii zaczynają wprowadzać system kartkowy. Potraktowaliśmy to jako żenadę i w naszej parafii poprzestaliśmy na tradycyjnym przygotowaniu ponad 300 osób do bierzmowania. Tradycyjnym to znaczy opartym na około 20 spotkaniach i egzaminie.

W tych samych latach wyjechałem do Stanów na chrzest bratanka. Zanim udzieliłem chrztu pytałem proboszcza, czy chrzestni przynieśli już zaświadczenie, że się nadają do tego. Proboszcz się lekko uśmiechnął i z nutką złośliwości powiedział: „Takie kartki to mnożycie tylko w Polsce. My tłumaczymy rodzicom, jakich powinni sobie dobrać chrzestnych i tyle. Trzeba ludziom zaufać”.

Na drugim biegunie mamy kleryków. Przygotowują się do święceń kapłańskich. Wchodzą na - bądź co bądź - poważny urząd w Kościele, ale nikt nie sprawdza czy przed święceniami idą do spowiedzi.

 

Nie chodzi o to, że kartki są złem same w sobie. Nie chodzi też o to, że może dalibyśmy sobie spokój od biurokracji chociaż w wielkie święta. Nawet nie chodzi o to, że zbieranie podpisów nie pomogło wybierzmować dojrzalszej młodzieży a czasem wręcz nauczyło kombinowania. Chodzi o to, że kartki są znakiem stanu wojennego czyli znakiem braku zaufania do drugiego człowieka. Kartki są znakiem traktowania drugiego jak dziecka, bo to dzieciom radość sprawia zbieranie podpisów, słoneczek i obrazków. Ale jeśli nie ufamy innym i traktujemy ich jak dzieci, to po co ich dopuszczamy do sakramentu dojrzałości? Po co ich dopuszczamy do sakramentu małżeństwa? Po co godzimy się na to by byli świadkami chrztu? Codziennie w setkach tysięcy kościołów udzielany jest największy skarb – Ciało Chrystusa - bez żadnej kontroli i nikt nie robi z tego problemu.

 

Oczywiście znajdą się ludzi, którzy będą bronić kartek, bo gdyby nie było żadnych argumentów, to przecież nikt by ich nie wprowadzał. Warto jednak zadać sobie pytanie: O co właściwie nam chodzi?

Kartkom w każdym razie na pewno nie chodzi o dojrzałość.

czwartek, 26 luty 2015 17:48

I love Kościół

EksHom XII 2011

 

Tytuł ostatniego Gościa Niedzielnego jest uroczy: „I love Kościół”. I nie bez logiki. Przecież rozpoczął się rok liturgiczny pod hasłem „Kościół naszym domem”. Dlatego chciałem napisać za co kocham Kościół. Czy jednak „za coś” jest jeszcze miłością? Chciałem więc napisać pomimo czego kocham Kościół. Czy jednak „pomimo czego” nie jest już pychą? Chciałem zatem napisać co kocham w Kościele. Czy jednak kochać „coś” nie jest już selekcją? I tak źle, i tak niedobrze i tak nie dokładnie. A przecież I love Kościół.

 

Kocham ten świat, który przyniósł i przynosi mi żyjącego Boga.

Kocham świat dziecięcych wspomnień z majówek, rorat i różańcowych modlitw, dźwięku dzwoneczków na Boże Ciało i listopadowych zniczy.

Kocham świat boskiej cierpliwości konfesjonału wobec mojej upartości grzechu, biały Chleb, który nigdy nie był żadnym chlebem.

Kocham świat wartości dotykających najgłębszych strun serca nutami piękna, miłości i dobra.

Kocham morze ludzi klęczących przed figurami Lourdes i Fatimy, zmęczonych drogą na Jasną Górę i zmierzeniem się z Compostelą.

Kocham niespokojne serce Augustyna, logikę Tomasza, mózg giganta Benedykta w sercu komunijnego dziecka.

Kocham niebotyczne przestrzenie Ducha, w których mieści się o. Tadeusz i ks. Boniecki, które głoszą chwałę Pana w „Missa cantata” i kołysanym „Gdy na morzu wielka burza”.

Kocham spory i tarcia, wyzwania rzucane przeciw Bogu i ludziom, tę ludzką twarz Kościoła Boga dla człowieka.

Kocham tajemnicę, bo żadna teologia nie wyjaśnia za wiele i kocham paradoks, że to wszystko jakoś trzyma się ciągle Głowy.

Kocham nadzieję Kościoła, że najlepsze dopiero przed nami i upartość dogmatów, które wyprzedzają postęp.

Kocham ten świat, który jest moim domem, gdzie samotność jest tylko z wyboru a inne domy są po prostu obce.

A może nade wszystko kocham tę  staruszkę, która sama sparaliżowana płakała nad cierpieniem Jezusa - babcię, którą Bóg ukształtował w Kościele.

 

I love Kościół. Nie umiem powiedzieć inaczej. A przecież czuję, że wyrażać miłość słowem to prawie ekskomunika, bo w tym domu miłością jest Słowo, które staje się Ciałem.

czwartek, 26 luty 2015 17:46

Tego jeszcze nie było

EksHom X 2011

 

 

Może znany jest dowcip o księdzu, któremu jedna z słuchaczek przerywała co chwilę kazanie krzycząc: „To już było!”. Kaznodzieja nie wytrzymał i też krzyknął: „Zamknijże się, babo!” Wtedy ona na to: „Tego jeszcze nie było”.

Tym razem komentarz do własnej inicjatywy - „Śród Biblijnych u Anny”. Tego raczej jeszcze nie było (i nawet w sieci nie da się wyguglować takiego wyrażenia).

 

Właściwie inicjatywa ta bierze swój początek w pewnym sensie od kard. Stanisława Dziwisza. Kiedy w 2009 roku zjeżdżałem ze studiów zagranicznych i prosiłem o możliwość zamieszkania przy parafii, metropolita zaproponował Kolegiatę św. Anny  Krakowie. Z jednej strony motywował to potrzebą obecności „wyuczonego” księdza w środowisku akademickim a z drugiej, będąc pod świeżym natchnieniem Synodu Biskupów o Słowie Bożym, położył nacisk na to, żeby „coś zrobić dla  Słowa Bożego”. Uniwersytecki kościół i jego dobre tradycje jak i położenie w centrum miasta były niewątpliwie atutem.

 

Zanim myśl dojrzała do formy, Benedykt XVI wydał posynodalną adhortacji Verbum Domini. Dokument na wiele sposób zachęca do duszpasterstwa biblijnego przypominając także o niezastąpionej wartości Starego Testamentu (VD 31). Dodając do tego fakt, że na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie prowadzę wykłady ze Starego Testamentu, w końcu narodził się pomysł „Śród Biblijnych u Anny”.

 

Spotkania będą miały miejsce w każdą środę o godz. 19.30 w Kolegiacie św. Anny w Krakowie.  W czasie Eucharystii zostanie wygłoszone około 20 minutowe kazanie - analiza fragmentu Starego Testamentu. Chodzi o taką lekturę, która z jednej strony wykorzysta najbardziej fachowy warsztat egzegetyczny a z drugiej postara się powiązać Słowo Boże  z życiem. Skoro Stary Testament jest nadal niezastąpioną wartością, to spróbujemy ją odkryć i wyciągnąć z nieraz zakurzonych kartek tej części Biblii. Zaczniemy od proroka Aggeusza. Jeśliby w każdą środę przeczytał i zanalizował 10 wersetów, to w ten sposób możemy czytać Stary Testament przez 90 lat. Zapewne więc nie skończę. Wierzę jednak, że warto zacząć.

 

Drugim punktem Śród Biblijnych u Anny są Kręgi Biblijne. O 20.30 około 15 osobowe grupy spotkają się nad „Najtrudniejszymi przypowieściami Jezusa”.  Każda grupa spotyka się raz na miesiąc, stąd maksymalnie można było utworzyć 4 grupy. Spotkania  Kręgów Biblijnych rozpoczęły się już w pierwszą środę października i pokazały siłę Internetu. Informacja na ten temat ukazała się miesiąc wcześniej w sieci i zanim doszło do pierwszego spotkania, wszystkie miejsca zostały zapełnione.

 

Kolegiata o 19.30 jest otwarta dla wszystkich.  Już 19 października zacznie opowiadać o sobie prorok Aggeusz. Zapraszam i zachęcam do podejmowania podobnych inicjatyw. A gdyby jakiekolwiek przeszkody stanęły na drodze, to zachęcam przynajmniej do odsłuchania konferencji wygłaszanych w czasie Śród Biblijnych u Anny. Będą umieszczane na stronie www.wegrzyniak.com.  Nie ma się co bać, wszak samo Pismo mówi: „Panie, gdyby Twoja nauka nie było moją rozkoszą, już dawno bym zginął w mej nędzy” (Ps 119,92)

czwartek, 26 luty 2015 17:45

Starość

EksHom XI 2011

 

Jesień kojarzy się z przemijaniem, schyłkiem, dochodzeniem do pewnego kresu. Listopad i odwiedziny grobów nawet powiedzą więcej: kojarzy się z umieraniem. Z tej racji chociaż nie zawsze umierają starsi, coraz częściej jesień zmusza mnie do myślenia na temat starości. A w tym zamyśleniu dwa słowa wracają jak bumerang.

 

Pierwsze to podziw. Podziw jaki budzą we mnie ci staruszkowie, którzy opanowani, z uśmiechem i gracją mądrości poruszają się po powierzchni ziemi. Widok sędziwej pary przytulonej do siebie i pozwalającej liściom opadać na ramiona czy trzymających się za coraz częściej trzęsące się ręce, to budzi we mnie podziw. Widok księdza, który przeżył 50 lat w służbie i ludziom, to budzi podziw. Nawet wtedy nie śmiem pytać o jakość. Podziw budzi sama wytrwałość.

 

Drugie słowo, które wraca to zdziwienie. Zdziwienie wobec tych starszych ludzi, którzy nie szanują młodych. Dziwi bowiem nie tylko to, że przez całe życie nie nauczyli się prawdy, o której mówi się nawet przed przedszkolem, prawdy o prymacie miłości. Dziwi jeszcze bardziej ignorancja podstawowego prawa historii, które mówi, że to młodsze pokolenie będzie pisało historię o starszym.  Nawet jeśli ktoś dziś jest panem i despotą, nawet jeśli wydaje mu się że osiągnął wszystko w życiu a młodzi są nic nie warci, nawet jeśli wzbudza taki strach, że mało kto ośmiela mu zwrócić uwagę, to przecież z zegarem nie wygra. Z zegarem, który zawsze bije w stronę młodszego pokolenia. To ono napisze książki, artykuły i przekaże anegdoty o starszych, ale już bez lęku, bez uwikłań rodzinno-zawodowych, bez polityczno-kościelnej poprawności.

 

Może umrę nie doczekawszy jesieni. Ale jeśli Bóg pozwoli jej dożyć, już dziś się modlę, bym nie dziwił młodszego pokolenia.

czwartek, 26 luty 2015 17:43

Prymat skupienia nad rozumieniem

EksHom X 2011

 

Po raz kolejny przekonałem się o prymacie skupienia nad rozumieniem.

 

W zeszły poniedziałek pojechałem do Łagiewnik, aby posłuchać przedpołudniowej konferencji i świadectw w ramach II Światowego Kongresu Bożego Miłosierdzia. Konferencja była po polsku, ale że abp z Łodzi mówił o rzeczach prawie oczywistych, w pamięć wbiło się tylko stwierdzenie, że Łódź jest ważnym miastem dla Bożego Miłosierdzia. Potem przyszedł czas na świadectwa. I chociaż akustyka bazyliki nie jest optymalna i mimo, iż cztery z pięciu świadectw były w językach obcych, o dziwo, byłem w stanie uchwycić parę myśli z każdego świadectwa.

 

Wcale nie najłatwiej było zrozumieć mówiącego po polsku Albańczyka, którego Jezus Miłosierny przeprowadził z tragicznego wypadku do uzdrowienia oraz z islamu do chrześcijaństwa. Pastor anglikański z diecezji York zostawił przekonanie, iż także Kościół anglikański potrzebuje Bożego Miłosierdzia. Niesamowicie ekspresyjnym słowem podzieliła się pani z Kongo opowiadając o trudnościach przebaczenia zdrady małżeńskiej, niemożliwości wypowiedzenia w modlitwie „odpuść nam nasz winy jako i my odpuszczamy…” oraz uzdrawiającym wpływie rekolekcji. Na koniec dwaj biskupi z Filipin podzielili się fenomenem szerzącego się kultu Bożego Miłosierdzia w ich kraju. Tak jakoś ludzko było usłyszeć, że jeden z nich na początku nie przejmował się za bardzo tą formą pobożności.

 

Po raz kolejny przekonałem się o prymacie skupienia nad rozumieniem, albo wpływie jednego na drugie. Owszem ważne jest by ci co do nas mówią, mówili językiem zrozumiałym, ale równie ważnym jest by do mówienia drugiego dołożyć moje skupienie. Co więcej, można mówić nawet o prymacie skupienia, bo tylko ono jest ode mnie zależne.

 

Kiedyś na Ruczaju po rekolekcjach adwentowych dla młodzieży zapytałem animatorów co zapamiętali z nauk księdza, bo mnie jakoś nic nie zapadło. I wtedy jeden po drugim zaczął mówić: Nic. Nic. Nic… Aż jedna z animatorek spokojnie powiedziała: „Rekolekcje nie były łatwe, ale z niedzieli zapamiętałam to… z poniedziałku to… z wtorku to… i ze środy to…” „Ależ tego nie dało się słuchać!” – ktoś wykrzyknął. A ona na to: „Staram się z każdego kazania czy czytania zapamiętać chociaż jedno zdanie. I nie ma szans, żeby z takim nastawieniem nie zapamiętać nic”.

 

No właśnie. Prymat skupienia nad rozumieniem.

Taki banał na początek roku akademickiego.

czwartek, 26 luty 2015 17:42

Okazje

EksHom IX 2011

 

 

Wracałem z domu do Krakowa. W Nowym Targu autostopowiczka wyczekiwała bardziej miłosiernego kierowcy. Nie zatrzymałem się. Jakoś nie miałem ochoty na rozmowę. Sumienie jednak ruszyło: „Msza trzy miejsca w aucie. Gaduła jesteś niesamowity. I akurat teraz, kiedy ktoś  prosi o taka banalną pomoc, to ty nie masz ochoty. Egoisto…”

Zawróciłem. Ale kto był w Nowym Targu ten wie, że skręcić można dopiero na Niwie. Potem trzeba zjechać pod dworzec autobusowy i dopiero wtedy można znaleźć się znowu na trasie Zakopane-Kraków. Niby tylko 2-3 kilometry. Dziewczyny jednak już nie było…

Są okazje, które nigdy nie wrócą.

 

W tym tygodniu od poniedziałku do środy głosiłem referat na Dniach Katechetycznych w Krakowie. Pół godziny gadania o adhortacji Verbum Domini, Słowie Bożym i praktycznych propozycjach, które mogą nas popchnąć trochę w stronę przemawiającego Boga. Pięć razy do całej sali na Podzamczu 8. W sumie ponad 1000 osób? Pewno i więcej. Dzielnych proboszczów, wytrwałych wikariuszy, pilnych sióstr zakonnych, niezmordowanych katechetów i miłych katechetek. I co?

Ledwo skończyły się Katechetyczne Dni sumienie ruszyło:

„Czemuś im nie powiedział o tym, że u św. Anny w Krakowie będę konferencje o Starym Testamencie? Przecież mówiłeś o potrzebie zmagania z trudną stroną Pisma.

Dlaczego nie wspomniałeś o Kręgach Biblijnych w Kolegiacie? Przecież przekonywałeś do tworzenia grup czytających Biblię.

Czym się kierowałeś nie mówiąc o medytacjach na każdą niedzielę na Twojej stronie internetowej? Przecież mówiłeś o lepszym wykorzystaniu Internetu w poznawaniu Słowa.”

Są okazje, które nigdy nie wrócą.

 

Dziś początek szkoły a raczej przypomnienie, że całe życie jest szkołą. Pytanie tylko, czy chcemy się uczyć. Również na własnych błędach.

EksHom XI 2011

 

 

Lecąc ostatnio z Krakowa do Dortmundu zabrałem do podręcznej torby butelkę z wodą. Oczywiście podczas kontroli wylądowała  w koszu. Grzeczna obsługa zaproponowała bym kupił identyczną już po przejściu bramek. No cóż. Można do tego podejść dwojako. Pomyśleć, że przepis to przepis albo szukać takich urządzeń, które byłyby w stanie skontrolować bezpieczeństwo wnoszonych napoi. To mało zdarzenie zachęciło mnie by zabrać głos na temat listu o kremacji. Pozwolę sobie zwrócić uwagę na dziesięć problemów wynikających z przedstawionego w liście stanowiska.

 

Po pierwsze, problem finansowy. Nie zacząłbym od niego, ale już kilka osób doszukuje się w stanowisku Kościoła chęci zarobienia więcej pieniędzy. Nawet jeśli księża nie będą pobierać większych opłat niż dotychczasowe ofiary, to sam fakt konieczności kupienia trumny tylko na Mszę nad ciałem, by potem zapłacić za kremację i urnę, raczej podniesie koszty. Kto bowiem będzie chciał odprawiać Mszę przy samym ciele zmarłego, bez w miarę przyzwoicie wyglądającej trumny?

 

Po drugie, problem psychologiczny. Nawet jeśli obrzęd złożenia urny do kolumbarium ma być w założeniu mniej uroczysty, to przecież i tak najbliższa rodzina, czyli ci, którzy najbardziej cierpią, będą musieli dwukrotnie uczestniczyć w publicznej żałobie.

 

Po trzecie, problem socjologiczny. Może to nie jest wielki problem, ale pozostaje pytanie, kiedy ma być stypa. Przecież nie dwa razy.

 

Po czwarte, problem historyczny. Chodzi o tych, którzy już poddali krewnych kremacji. Ton listu sugeruje, że tym samym zdecydowali się na trochę gorszy krok. I rani przez to wielu ludzi. A przecież dotychczas nie wydawało się, że ta forma jest jakoś deprecjonowana. Nieraz i księża biskupi odprawiali Msze św. pogrzebowe przy urnie i nie kojarzę jakiegokolwiek z tym związanego problemu. Ale mogę się mylić.

 

Po piąte, problem prawny. List sugerując, iż Msze św. powinno sprawować się nad ciałem zmarłego, dopuszcza jednocześnie odprawianie Mszy na urną. Mówiąc jednak o warunkach, kiedy taka Msza może być sprawowana (względy praktyczne,  ktoś z rodziny z daleka), zostawia tym samym taką lukę, że nawet sam rzecznik KEP-u stwierdził, że prawie 100% pogrzebów może być zakwalifikowanych to tej kategorii. Ale jeśli tak się sprawy mają, jaki jest sens podawania reguły, którą można obejść prawie w stu procentach?

 

Po szóste, problem pastoralny. Wielu księży mówi, że nie zmieni się nic i nie ma się co przejmować. Ale boję się, że znajdą się tak „gorliwi”, że nie odprawią Mszy nad urną odwołując się do listu o kremacji i nie biorąc pod uwagę racji krewnych zmarłego. I wtedy może znowu być zgrzyt a przecież mamy ich już wystarczająco.

 

Po siódme, problem chronologiczny. Gdyby odprawiać zarówno Mszę na ciałem jak i potem obrzęd złożenia urny, to zasadniczo trzeba będzie dwa razy poświęcić czas dla jednego zmarłego.  W większości parafii dodałoby to tylko pracy księżom, bo prościej od razu po Mszy iść na cmentarz  niż dwa razy jeździć na pogrzeb.

 

Po ósme, problem  teologiczny. Chodzi o to, że Msza św. powinna być raczej sprawowano nad ciałem a nie nad prochami. Tego nie rozumiem. Nie ma żadnej przesłanki teologicznej, która by sugerowała takie posunięcie. Co więcej, ani ciało ani proch nie jest człowiekiem, już nie mówiąc o tym, że proch też jest ciałem, bo przecież nie cieczą.

 

Po dziewiąte, problem liturgiczny. Stolica Apostolska już w 1977 zwróciła uwagę, iż „nie wydaje się stosownym, aby nad prochami celebrowano obrzędy, które mają na celu uczczenie ciała zmarłego”. List podkreśla też konieczność zachowania „prawdziwości i czytelności znaku liturgicznego”. Ale jeśli iść tym tokiem, to dlaczego nikomu na świecie nie wydaje się niestosownym mówienie w czasie pogrzebu formuły „Prochem jesteś i w proch się obrócisz, ale Pan Cię wskrzesi w dniu ostatecznym”? Przecież to nie proch, tylko ciało! Albo wymawianie w Środę Popielcowa podczas posypywania popiołu: „Prochem jesteś i w proch się obrócić”? Przecież to żywi ludzi! Poza tym co za problem byłoby opracować nowe obrzędy pogrzebu z dwoma wersjami Mszy św. pogrzebowej: nad trumną z ciałem i nad urną z prochami?

 

Po dziesiąte, problem biblijny. Jeśli używa się argumentu z Biblii na temat sposobu pochówku, to dlaczego nie użyć tej logiki, kiedy chodzi o trumny? Po co bowiem chować zmarłych w trumnach? Byłoby i taniej i bardziej biblijnie.

 

Problemów wynikających z listu o kremacji pewno jest zapewne więcej i oczywiście ani ich liczba ani waga nie jest argumentem, gdyby głos Kościoła  w tej sprawie był głosem Duch Świętego. A nawet jeśli mamy do czynienia tylko z jakimś rodzajem uregulowania przejściowego, to nie ma co drzeć włosów, bo nie z takimi przepisami musimy żyć na tym ludzkim świecie.

 

Wydaje się jednak, że list powinien przed wszystkim zachęcić do pracy: teologów nad ewentualną różnicą Mszy na ciałem i nad prochami, liturgistów nad nowymi obrzędami a piszących listy nad szerszą konsultacją teologiczno-pastoralną, pamiętając, że obowiązkiem Kościołów lokalnych jest nie tylko Rzymu słuchać, ale i Rzymowi radzić.

czwartek, 26 luty 2015 17:38

Czterolistna koniczyna jednego kardynała

EksHom IX 2011

 

 

O zmarłym w sobotę kardynale słyszałem już w dzieciństwie. Jego rodzina od strony mamy mieszkała w naszej parafii, dokładnie między Czorsztynem a Maniowami. Potem na studiach w Rzymie razem z innymi krakowskimi studentami odprawiałem razem z nim Eucharystię. Raz w miesiącu przez pięć lat. W takich momentach jak jego śmierć wiele szczegółów wypływa z pamięci. Pozwolę sobie powiedzieć o czterech, jak o czterech płatkach szczęśliwej koniczyny.

 

Pierwsze to świadectwo mieszkanki Mizernej, która wspomina, jak kleryk Andrzej w czasie wakacji spacerował na Mszę świętą do kościoła w Maniowach. Szedł ze swoim kolega kursowym, Franciszkiem Macharskim. Nie szli jednak razem. Jeden wyprzedzał drugiego o kilkanaście metrów. Nie rozumiała dlaczego nie idą razem. Potem ktoś jej wytłumaczył (pewno proboszcz?), że po drodze do kościoła medytowali nad sprawami Bożymi czy mówiąc językiem seminaryjnym – robili rozmyślanie.

 

Trzy następne wspomnienia z Casa di Maria, mieszkania ks. kardynała Andrzeja Marii Deskura.

W czasie jednych z porannych kaw po mszy św. u Kardynała, dyskusja zeszła na jakieś bolące sprawy naszej Ojczyzny. Eminencja ożywiła się do niesamowitego stopnia, by powiedzieć w pewnym momencie: „To jest i draństwo i …”. Słysząc takie wyrażenie z ust kardynała musiałem oczy zrobić największe, że zapytał właśnie mnie: „Ty pochodzisz z Maniów. Nie używa się już tam takich słów?” Niestety się używa…” – zacząłem nieśmiało. „Jak to niestety! – zareagował kardynał – o tym nie da się inaczej powiedzieć jak: To jest draństwo i ….”

 

Innym razem zagadnęliśmy go czy zna anegdotę o tym, jak pytano papieża Jana XXIII, ilu ludzi pracuje na Watykanie. Papież miał wtedy odpowiedzieć „Myślę, że połowa”. Kardynał uśmiechnął się, zrobił pauzę i sięgając do swojego ponad półwiekowego doświadczenia pracy i mieszkania na Watykanie odpowiedział: „Jan XXIII przesadził. Ale on był zawsze optymistą”.

 

Czwarta, ostatnia i najważniejsza myśl biegnie w stronę Mszy świętych koncelebrowanych z kard. Deskurem.  Prywatna kaplica. Nas 3-4 księży studentów, siostry zakonne i on, na wózku. Na pierwszej Mszy nie mogłem ukryć wzruszenia. Nigdy w życiu nie wdziałem ani przedtem ani do dziś kapłana, który by z taką wiarą, namaszczeniem i pobożnością odprawiał Eucharystię jak on. Nie była długa. Czasem musieliśmy nawet uważać, żeby nadążyć w kanonie. Była jednak niesamowicie intensywna. Nie umiem tego opisać. Po prostu widziałem człowieka, który wierzył w Eucharystię. Może sparaliżowane  ciało rozumiało bardziej co to jest Najświętsza Ofiara.

czwartek, 26 luty 2015 17:37

Zmęczyłem się krzykiem

EksHom VI 2011

 

 

Co najmniej pół miliona ludzi na świecie w piątek, 17 czerwca, wypowiedziało słowa „Zmęczyłem się krzykiem, wypatrując mego Boga”. Zdanie wydaje się być trochę nielogiczne, bo co ma krzyczenie do wypatrywania? Kto jednak odmówił tego dnia Godzinę Czytań rozumie, że są to słowa I antyfony do Psalmu 69, słowa, które mają być syntezą następującego wersetu:

Zmęczyłem się krzykiem i ochrypło mi gardło,

osłabły mi oczy od wypatrywania mego Boga. (Ps 69,4)

 

Jest końcówka roku szkolnego i akademickiego. Robi się coraz cieplej. Wypatrujemy całym ciałem wakacji. Wielu jest już potwornie zmęczonych. Zmęczonych pracą, nauką, stresem, innymi ludźmi. Wielu jest także zmęczonych krzykiem. Krzykiem rzucanym w stronę władzy, własnych dzieci, czasem może i współmałżonka. A już chyba najbardziej męczącym jest narzekanie - pospolita forma krzyku.

 

Ciekawe jednak, co pomyślałby sobie o nas autor słów „Zmęczyłem się krzykiem, wypatrując mego Boga”? Jak zinterpretowałby postęp ludzkości, w której po dwóch i pół tysiącach lat trudno znaleźć taki rodzaj zmęczenie, o którym mówi psalmista? Jaką radę dałby tym, których oczy słabną nie od wypatrywania Boga, ale chociażby od ślęczenia przed ekranem?

 

Mnie osobiście, jako chrześcijaninowi, księdzu i bibliście, jest okrutnie wstyd, że nieraz byłem zmęczony, jeszcze częściej o tym zmęczeniu mówiłem, ale nigdy nie zmęczyłem się od wołania Boga. Nie dlatego, że modlitwa i szukanie Boga jest dla mnie przyjemne, ale dlatego, że w ludzkiej głupocie wydaje mi się, że jest wiele innych spraw, dla których warto bardziej zamęczać siebie i innych.

czwartek, 26 luty 2015 17:35

Kto tu kogo właściwie wyrzuca?

EksHom VI 2011

 

Coraz częściej słyszę o tym, że Kościół jest marginalizowany, że z przestrzeni publicznej ktoś pragnie wyrzucić chrześcijan, że znaki naszej wiary chce się zamknąć najlepiej po domach. Choćby i wczoraj na portalu wiara.pl mogliśmy przeczytać, że przed wrześniową pielgrzymką papieża do Niemiec, biskup Gerhard Ludwig Müller, miał się wypowiedzieć: „Papież przybędzie jako znak sprzeciwu przeciwko agresywnemu ateizmowi, który chce wykluczyć chrześcijaństwo z życia publicznego”.

 

Nie chcę podważać tez o marginalizacji. Zastanawiam się tylko nad drugą stroną medalu.

 

Przez dwa miesiące pobytu w Bonn nie spotkałam na ulicy ani jednego księdza pod koloratką. Nikt nie zabrania im noszenia publicznie oznak religijnych. W Krakowie nie jest dużo lepiej. Strój duchowny spotkać można w kościołach, szkołach, w Kurii i w Seminarium, czyli w takich miejscach, gdzie i tak wszyscy wiedzą, że ten ksiądz to ksiądz. Ale żeby znaleźć koloratkę w Supermarkecie albo w restauracji, to już trzeba chyba obcokrajowca. Nawet Planty ostatnio jakoś siłą wiosennej energii przesuwają kapłański dowód osobisty jak najgłębiej w koszulę.

 

W Warszawie odbył się ostatnio Marsz dla Życia i Rodziny. Mówią, że było z 20 tys. uczestników. Nawet jeśli to prawda, to i tak przyszło mniej niż na mecz Polska-Francja. Nikt nikomu nie zabraniał publicznej manifestacji swoich poglądów.

 

 

23 czerwca będzie Boże Ciało. Tysiące ulic polskich będą pilnowane przez tysiące policjantów, żeby Pan Jezus zagrody nasze widzieć mógł bezpiecznie i godnie. Każdy może wziąć w niej udział. Państwo nie zabrania. Nawet pomaga.  Unia nie przeszkadza.

 

 

Jest Lednica, Drogi Krzyżowe ulicami miasta i Piesze Pielgrzymki. Radio Maryja ciągle gra. Telewizja Trwam emituje obraz. Gość niedzielny jest gość i prawie wszystkie dzieci w Polsce przez 12 lat, 2 godziny w tygodniu słuchają o Panu Bogu. No i naprawdę nikt nikomu nie broni modlić się przed i po jedzeniu nawet na weselu.

 

To, że są tacy , którzy chcą nas prześladować, to żadne odkrycie, bo i Chrystus został zabity. Ale może trzeba sobie wreszcie szczerze powiedzieć, że tak jak my sami siebie wyrzucamy z przestrzeni publicznej, to chyba nawet diabeł na to by się nie odważył. Z szacunku do Boga.

Konsola diagnostyczna Joomla!

Sesja

Informacje o wydajności

Użycie pamięci

Zapytania do bazy danych