Książkiwiara
sobota, 13 sierpień 2011 15:57

20 Niedziela zwykła

środa, 27 sierpień 2003 00:00

Ta ewangelia jest na pewno do Ciebie

Usiądź spokojnie.
Znajdź parę minut.
I chodź ze mną...
- tajemniczą ścieżką dzisiejszej Ewangelii.

 

Gdy Jezus razem z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Oto idzie Jezus. Już dwa tysiące lat chodzi po drogach mojego i twojego globu. Idzie z uczniami. To tysiące prawdziwych chrześcijan, którzy mogą nazywać się uczniami, bo przyjęli Jezusa za Mistrza i Nauczyciela. Święci i biskupi, papieże i zakonnice, kupcy i rolnicy, matki i ojcowie – uczniowie szkoły Jezusa. Jezus idzie ze sporym tłumem. To ta wielka masa ludzi, którzy ciągną za Jezusem może z ciekawości, może chcą być uzdrowieni, może z przyzwyczajenia.

Jezus idzie a obok drogi siedzę właśnie ja. Mam swoje imię jak tamten Bartymeusz. Mam swojego ojca – jak on miał Tymeusza. I jestem niewidomy. Nie widzę Jezusa! Nie widzę uczniów! Słyszę o Jezusie, słyszę o uczniach. Ale ja nie widzę! Chodzę do kościoła, ale nie widzę Jezusa! Jestem żebrakiem... Żebrzę o pieniądze. Żebrzę o władzę. Żebrzę o przyjemność cielesną. Żebrzę o akceptację. Siedzę przy drodze współczesnego świata i czekam na ochłap.

Oto idzie Jezus.

Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!»

Mówią mi, że Jezus przechodzi obok mnie. Księża, rodzice, znajomi, świadkowie wiary. Mówią, że jest obok mnie Jezus! I słyszę, że mnie kocha, że umarł za mnie, że tylko On może dać mi szczęście, więc wołam: „Ulituj się, Jezu, nade mną! Bo już dość mam takiego życia! Już dość żebrania o pieniądze i pracę, i spokój domowy. Już dość tych nerwów o wszystko! Jezu! Ty widzisz mój dom, moje serce, mego męża, moje dziecko, moją pracę. Jezusie! Ulituj się nade mną!

Wielu nastawało na niego, żeby umilkł.

A myślałem, że jak idą za Jezusem, to są dobrzy! Ja wołam o pomoc a oni mnie zagłuszają! „Co tam wołasz do Jezusa! I tak ci nie pomoże! To nie te czasy! Nie módl się tyle, bo i tak cię nie wysłucha! Nie chodź do kościoła, co masz czarnych słuchać! Przestań się przejmować, to nie grzech! Wszyscy to robią! Nie licz na Jezusa, bo ci renty nie przyniesie!

Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!»

Nie mogę was słuchać! Nie mogę słuchać tych, co mi zagłuszają Jezusa! Co oni mogą mi dać? Chwilę przyjemności i wiecznego kaca? Ułudę pokusy i beton upadku? Miraże szczęścia i przepaść tragedii? Będę wołał głośniej w tłumie ateistów! Będę krzyczał mocniej wśród pseudo wierzących! Nie przestanę prosić pośród serc zwątpienia: Jezusie, ulituj się nade mną, marnym żebrakiem marnego świata XX wieku.

Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!»

I On mnie usłyszał! Nędznego człowieka! Nie na darmo modlitwy i wołanie wytrwałe. Na nic świat moich wrogów i wysiłki szatana. Jezus usłyszał mojego błagania i przystanął. Zależy Mu na mnie! Nie zwraca uwagę na innych. Teraz Jemu zależy na mnie. I woła mnie przez innych. To Kościół mój święty. To przez niego mnie woła. Przez ludzi Kościoła.

I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię».

I mówią mi ludzie, bym był dobrej myśli, bo Jezus mnie woła. Mówi kapłan w spowiedzi: „Wstań, bądź dobrej myśli”. Mówi Eucharystia święta nad ołtarzem wzniesiona. Mówi Ojciec Święty błogosławiąc ręką, mówi moja matka uśmiechem miłości, mówi krzyż przydrożny rozumiejąc me bóle.

On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa.

Więc zrzucam z siebie płaszcz moich grzechów, zrzucam znak mojego żebrania. Nie chcę być przykryty pragnieniem bogactwa, zazdrością majątków, nałogiem okrutnym, pychą aż do bólu, egoizmem krwawym i lenistwem od zawsze. Zrywam się do Jezusa i przychodzę do Niego. Klękam przed ołtarzem, pochylam się nad Biblią, patrzę na krzyż w domu, ściskam w dłoni różaniec. Lecę do spowiedzi. Do Jezusa.

A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?»

Mówisz do mnie, Panie, choć tak jestem głuchy! Mówisz do mnie Panie, gdy przychodzę do Ciebie! Mówisz do mnie, Panie! Wiem o tym. Tyle razy mówiłeś ramionami krzyża: „Co chcesz, abym ci uczynił? Popatrz. mogę nawet umrzeć dla ciebie!”

Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał».

Panie! Chcę widzieć! Chcę zobaczyć prawdziwy świat kolorów i piękna. Już dosyć mam życia, kiedy wokół ciemno. Widzę tylko grzechy i morderstwa, i gwałty. Widzę czarną Polskę, czarny świat, czarną przyszłość, czarną rodzinę, czarną pracę, czarne zarobki, czarnych sąsiadów, czarny Kościół. Wszystko tak szare i dlatego proszę o światło dla mych biednych oczu! Chcę Cię widzieć, Panie! Chcę zobaczyć, jak kochasz. Chcę zobaczyć, że Ty naprawdę przechodzisz obok mnie! Chcę się upewnić, że Ty naprawdę żyjesz! Wiem, że jestem ślepy i to bardzo okrutnie!

Wielu cieszy się z Eucharystii i mówi, że to siła, a ja tego nie widzę! Wielu dzieli się radością odkrywania Biblii i mówi o potędze Pańskiego Słowa a ja tego nie widzę! Wielu trzyma wytrwali swój różaniec w dłoni i uśmiechem wskazuje na bogactwo modlitwy a ja tego nie widzę! Wielu ma mniejsze zarobki i rodzinę gorszą a dziękuje wciąż Tobie za te wszystkie dary i szczęśliwy zasypia widząc szczęście w drobiazgach a ja tego nie widzę!

Dlatego wołam: Jezusie! Rabbuni! Nauczycielu! Żebym przejrzał!

Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła».

Wysłuchałeś mnie, Panie i znasz moje bóle. Znasz moją ślepotę i żebranie moje. I mówisz dziś do mnie: „Idź! Nie siedź przy drodze do nieba! Przestań żebrać! Zostaw swoje zajęcia! Zostaw płaszcz! Odwiąż się od bogactwa, przyjemności i pychy!

Idź w stronę nieba! Idź za mną! TWOJA WIARA CIĘ UZDROWIŁA!

Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

Jezus nie kłamie.

To nie On jest daleko!

Jaka wiara, taki cud...

Rozumiesz?

Dział: Zaczyn
niedziela, 17 październik 1999 00:00

Niedziela młodzieży

Kraków-Ruczaj, 17.10.1999

 

Strasznie się cieszymy, że dziś właśnie jest niedziela młodzieży – to dobry czas na to, żeby postawić pytania, które od dawna kotłują się w naszych głowach.

Chcielibyśmy dziś właśnie przemówić w imieniu każdego młodego człowieka, który szuka szczęścia, akceptacji, autorytetów i który również się buntuje, czuje niespełniony, który czeka na swoje 5 minut!

1. Realia są straszne. Zbliżamy się do Jubileuszu dwóch tysięcy lat od narodzin Jezusa a Bóg przestaje być modny. Cywilizowana Francja ma tylko 4 czy 5% praktykujących katolików. Skoro większość żyje bez Boga, to może nie muszę się przejmować wiarą?

Szczerze ci powiem, że to mnie trochę dziwi. Tacy wspaniali ludzie jak papież, wielu naukowców, uznanych autorytetów wierzyło i wierzy w Boga, wielu starszych ludzi, może rodziców, może dziadków nie może żyć bez wiary a masa młodzieży nie przejmuje się Bogiem! I to jest paranoja. W wieku, kiedy najwięcej człowiek powinien mieć marzeń i ideałów ucieka on od największego marzenia i ideału – to jest miłości, która jest tylko w Bogu i dzięki Niemu. Dlaczego tak jest?

2. Proszę księdza! Wielu to po prostu nudzi, co się dzieje w Kościele. Ja żyję we własnym świecie – szkoły, studiów, domu, życia towarzyskiego. Tam nie ma miejsca na wiarę. Tam jest brak zainteresowania tym tematem. Jak walczyć z taką obojętnością na Boga?

Trzeba dać świadectwo. Nie ma innej drogi. Musisz pokazać swoim życiem, że to, iż jesteś wierzący daje ci niesamowity luksus pokoju serca i pewności życia po śmierci. Powiedz im, jak wiele daje ci spotkanie z Jezusem! Pokaż im ludzi, którzy się cieszą wiarą. A jeśli nawet wtedy cię nie posłuchają i wszystko oddadzą cezarowi pogoni za szmalem, karierą i seksem, zostaw ich. Może ich własna tragedia nawróci. A jeśli nie, dla takich nie będzie miejsca w niebie!

3. Proszę księdza! Ja może nie jestem obojętna na Boga – zależy mi na Nim, ale się po prostu boję. W klasie śmieją się, że jestem dewotką, w domu wytykają, że zamiast wziąć dodatkowe lekcje języka to biję głową o posadzkę w kościele. A kiedy jadę autobusem i żegnam się w pobliżu kościoła – pukają się w czoło. Nie chcę być ośmieszana – boję się tego!

„Nie bójcie się tych, co zabijają ciało – powiedział Jezus – ale bójcie się Tego, który i ciało, i duszę może zatracić w piekle”. Jest to przykre, co się dzieje, zwłaszcza, kiedy przeciw twojej wierze są rodzice, ale nie jesteś pierwsza.

Pamiętaj, że ci, którzy nie mają wrogów nie są chrześcijanami.

Śmiano się z Jezusa, apostołów, świętych, może z twoich rodziców czy dziadków w komunistycznej Polsce.

Pamiętaj, że choćby jak śmiano się z jakiegoś dziecka, to prawdziwa matka nigdy go nie porzuci. Pilnuj swojej wiary jak dziecka – nawet za cenę cierpień.

Jezus powiedział: „Mnie prześladowali i was prześladować będą. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony!”.

4. Proszę księdza. Ja mam inny problem. Mnie osobiście wydaje się, że najgorsza jest samotność! W mojej grupie na studiach nikt nie wierzy w Jezusa. Naprawdę! Ja coraz częściej ulegam presji. Ich jest wielu, a ja jestem sama. Potrzebuję wsparcia. Gdzie mam go szukać?

Nie dziw się, że tak jest. Kto z kim przestaje, takim się staje. Musisz znaleźć wspólnotę ludzi, którzy wierzą w Boga. Stary dokument chrześcijański „Didache” przekazuje, że człowiek jak chce zachować wiarę, musi codziennie spotkać przynajmniej jednego wierzącego człowieka, albo przynajmniej pobożną książkę.

Jest w naszej parafii wspólnota ludzi młodych. To jest Oaza. Modlą się, czytają i tłumaczą Biblię, wspólnie wyjeżdżają w góry czy na rekolekcje. Jeśli ktoś poważnie podejdzie do Oazy, to potrafi umocnić się tak bardzo, że nie zniszczy jego wiary świat, w którym żyje. W oazie znajdziesz przyjaciół wiary.

5. Oaza? Samo słowo kojarzy mi się z dewocją! Ci ludzie wyglądają tak, jakby nie robili nic poza ciągłym śpiewaniem i modleniem się. Pewnie trzeba często pojawiać się w kościele. Skąd mam pewność, że nie jest to strata czasu? Nie chcę go marnować a poza tym w ogóle jestem zabiegana! Słyszałam też, że spotkania oazowe są w piątki i to dopiero o 20.00!

To nie moja wina, że w takim kraju i takim mieście żyjemy, w którym uczniowie kończą szkołę o 19.00 albo i później. Tego nie mogę zmienić. Kto to rozumie, nie dziwi się, że tak późno są spotkania. Jest to ryzyko, ale nie ma innego wyjścia!

Oczywiście bez Oazy też możesz się zbawić. Masa jest takich ludzi, którzy są dobrymi chrześcijanami a nie należą do wspólnoty. Chodzi jednak o to, żebyś pomyślał.

Jeśli uważasz, że wystarczy ci Msza św. w niedzielę i modlitwa osobista, to wszystko w porządku.

Jeśli jednak to, co robisz nie przynosi efektu i widzisz, jak tracisz wiarę znajdź swoje miejsce w parafii.

Uważasz, że nie masz czasu na Oazę, możesz przyjść na „Konferencje dla myślących” w każdy piątek na 19.00. To tylko 1 godz. w tygodniu. Tam czytając Ewangelię z wyjaśnieniem każdego słowa, będziesz mógł zadać pytania, poprosić o wyjaśnienie, podzielić się spostrzeżeniem.

Jeśli lubisz występować a masz głos do śpiewania przyjdź w każdą niedzielę na 18.00 do kościoła. W salce jest próba śpiewu. Tylko 1 godzina w tygodniu. Zaśpiewasz w grupie na Mszy św., i poczujesz, że inni myślą podobnie jak ty!

Jeśli lubisz występować a niekoniecznie masz głos, przyjdź na spotkania grupy teatralnej w każdy poniedziałek o 20.15! Poznasz przyjaciół, stworzycie dobrą paczkę, która ćwicząc i wystawiając daną sztukę będzie pogłębiać swoją wiarę!

Jeśli jesteś turystą i lubisz góry, czy zabytki kultury przyjdź na spotkania grupy turystycznej. Wybierz się na planowaną wycieczkę. Poznaj ludzi, którzy mają podobne zainteresowania a są ludźmi wierzącymi i nie będą cię prześladować.

Jeśli lubisz oglądać dobre filmy przyjdź na spotkania DKF. Najbliższe spotkanie jest w ten wtorek o 19.30 w salce przy kościele. Oglądniesz film, porozmawiasz w grupie wierzących na temat treści, poznasz przyjaciół. Nie będziesz sam.

Jest tyle możliwości dla ciebie, że nie możesz powiedzieć, iż nie ma się kto zająć młodzieżą na Ruczaju.

Czytaj o tym w „Zaczynie”. Czytaj w gablotce. Dla młodzieży została zrobiona gablota po prawej stronie krzyża.

A brak czasu może jest tylko wymówką, bo nie sądzę, żebyś nawet godziny nie mógł w tygodniu poświęcić dla umocnienia swojej wiary.

6. Proszę księdza! Ja mam jeszcze jedno pytanie!

Może już dość, żeby nie przedłużać. A to twoje pytanie i te wszystkie, które zrodzą się w głowach kolegów zostawcie na rekolekcje.

Będą bowiem rekolekcje dla was – dla młodzieży. Już za tydzień. Od niedzieli do środy. Zawsze o 19.30. Przyjdź w następną niedzielę na 19.30! Przyjdź i zaproś przyjaciół. Nie zmarnuj szansy poukładania sobie spraw twojej wiary. Bo ta sprawa jest naprawdę ważna. Ważniejsza nawet od szkoły. Nawet od rodziny.

Prosi cię o to również papież. Posłuchaj jego słów z Częstochowy, które wypowiedział do młodzieży całego świata 8 lat temu.

piątek, 18 luty 2000 00:00

Wierzyć w Jezusa Chrystusa

Kraków-Ruczaj, 18.02.2001

 

Są w kaplicy tacy, którzy myślą, że wierzą w Jezusa Chrystusa. Wierzą, że jest Bogiem. To prawda. Wierzą, że jest człowiekiem. Tak. Słyszeliśmy to tydzień temu.

Ale czy wierzą w Jego naukę? Słyszeliśmy czytania.

Posłuchajmy więc wszyscy: co to znaczy wierzyć w naukę Chrystusa.

 

Jezus mówi: Miłujcie waszych nieprzyjaciół!

Są tacy, którzy myślą: to jest niemożliwe! Ja mam go kochać? Za to co mi zrobił? Po tym, jaką krzywdę mi wyrządził?! Jego nie da się kochać! Jak on tak mógł! I to jeszcze tak mnie wykorzystał! Jak mógł tak ośmieszyć mnie przy innych. Mało tego, nie przestaje wymyślać na mnie najgorsze słowa i bezczelne kłamstwa. I to jeszcze kto?

Miłujcie waszych nieprzyjaciół!

Wydaje się, że to jest niemożliwe.

Czy mogę kupić samochód za 30.000, skoro mam tylko 4? Nie mogę. A gdybym dostał dziś w prezencie 60.000, czy mógłbym kupić samochód za 30.000? Tak. Mógłbym. Jeszcze miałbym resztę na lody.

Bracia! Tak jest z miłością nieprzyjaciół. Bez Boga byłoby to niemożliwe. Gdyby Bóg nas nie ukochał, może byśmy byli w stanie kochać jedynie przyjaciół. Bo to jest w naszej naturze. Ale Bóg nas umiłował. Dał nam taki skarb, że się w głowie nie mieści. Dał nam taką paczkę miłości, że starczy dla nas i dla rodziny, i dla sąsiadów i dla nieprzyjaciół. Nie ma końca Jego miłości! I któż nas może odłączyć od niej? Niewyczerpana Jego miłość! Jeśli On nas tak umiłował, to i my winniśmy miłować się nawzajem.

Nie czujecie tej miłości? Nie czujecie się przez Boga kochani?

Trzeba pogłębiać wiarę. Czytać Pismo święte. Kupić książkę o miłości Boga. Rozmawiać z wierzącymi naprawdę. Trzeba serce przyłożyć do sakramentów, aby łaska miłości wlała się w nasz krwioobieg wiary. Nie ma innego wyjścia. Nie ma w nas miłości Boga, bośmy jej nie poznali.

Popatrzmy na Jezusa! Czy widzicie Jego serce?! Jak tak człowiek klęknie przed krzyżem i jak się wpatrzy w te święte rany i jak zobaczy te strumienie krwi, które płyną za mnie nawet wtedy, kiedy mnie to nie obchodzi, to nie mogę nie kochać drugiego człowieka.

Jeśli Bóg mnie kocha, choć własnym grzechem zadaję gwałt Jego miłości, to jakim prawem ja mam nie kochać tych, którzy zawinili wobec mnie? Prawem egoizmu? Prawem pychy?

Wyjdźmy z lodówki naszego egoizmu, porzućmy chłodnię naszej strasznej pychy i przyjdźmy do Jezusa.

Tak jak lód topniej przy ogniu, tak serce nienawidzące topnieje przy sercu Jezusa.

Gdybyś codziennie przez pół godziny klęczał przed tabernakulum i prosił o miłość do nieprzyjaciela, otrzymałbyś na pewno.

Dlatego wierzyć w Jezusa Chrystusa, to wierzyć, że Jego nauka jest możliwa do spełnienia.

 

Są tu w kaplicy tacy, którzy myślą: może jest to możliwe, ale to za wielka sielanka. Niby jest to prawda, ale to jest za idealne. To się łatwo mówi. Kto tak dziś kocha? W pracy? W szkole? Na egzaminach? W rodzinie alkoholika? Może to jest możliwe, ale to jest nierealne! Nie te czasy! Kto dziś kocha nieprzyjaciół?

Dawid. Był dowódcą wojsk na dworze króla Saula. Był jego zięciem. Był przyjacielem jego syna Jonatana. Uspokajał serce króla grając mu pięknie na cytrze. Saul z zazdrości chciał zabić Dawida. Dawid uciekł. Saul go ścigał. Była noc. Pustynia Zif. 3000 wyborowych żołnierzy króla Saula spało jak susły. Nawet straż. Dawid zakradł się do obozu króla Saula. Razem z przyjacielem Abiszajem stali obok śpiącego ciała króla izraelskiego. To był naprawdę jego wróg. Tyle ile krzywdy mu zrobił nie da się opisać nawet na kartach Biblii. Po ludzku należała mu się kara. Abiszaj chciał zabić króla. Byłby święty spokój. Dawid go oszczędził.

Są tacy, którzy kochają nieprzyjaciół.

Jezus z Nazaretu. Dostał w twarz. Nie jeden raz. Biczowany. Też wiele razy. Cierniem ukoronowany. Dźwigał krzyż hańby. Pluli na Niego, wyśmiewali się i drwili. Zabili za nic. Naprawdę. Mógł ich zniszczyć jednym słowem, ale kochał do końca, bo wiedział, że nienawiść niszczy człowieka a miłość może go przemienić.

Są tacy, którzy kochają nieprzyjaciół.

Baron de Chantal. Małżonek św. Franciszki de Chantal. W czasie jednego z polowań został lekkomyślnie zraniony przez swojego towarzysza. Zmarł po kilkunastu dniach. A w testamencie napisał: Gdyby, któreś z dzieci chciało mnie pomścić, niech będzie pozbawione nie tylko prawa do dziedziczenia, lecz także mojego nazwiska.

Są tacy, którzy kochają nieprzyjaciół.

Rozglądnijcie się dobrze po bloku, po znajomych i po książkach. Trzeba czytać, poznawać życiorysy świętych. Nie załamywać się grzechami, ale szukać dobrych wzorów. Popatrzcie ilu ludzi papież wynosi na ołtarze. Chce nam powiedzieć. Realne jest życie wg nauki Jezusa Chrystusa. Są świadkowie.

Dlatego wierzyć w Jezusa Chrystusa, to wierzyć, że Jego nauka jest realna, bo wielu wcieliło ją w życie.

Są jednak w kaplicy i tacy, którzy myślą: no tak. Ale czy taka nauka nie jest straszna? Co to za przyjemność zmuszać się do miłości nieprzyjaciół? Przecież to naprawdę jest ciężkie. Czy nie lepiej byłoby zostawić innych w spokoju? Albo czy nie lepiej byłoby pokazać im swoim zachowaniem, żeby się odczepili na zawsze?

 

Pomyślmy jednak spokojnie.

Czy nie byłoby piękne, gdyby wszyscy ludzie sobie przebaczali?

Czy nie byłoby to piękne, gdyby nas nie obmawiano, nawet, jeśli my obmawiamy?

Czy nie byłoby to piękne, gdyby modlono się za nas, nawet kiedy my byśmy innych przeklinali?

Czy nie byłoby to piękne, gdyby zaufali nam i pomagali nam w biedzie nie spodziewając się zwrotu pieniędzy?

Naprawdę, pięknie byłoby, gdyby nas wszyscy kochali po prostu a nie za coś i pomimo wszystko a nie odtąd dotąd.

Tak jak Bóg jest miłością i ta miłość jest piękna.

Wiem, że są w parafii ludzie, którzy mnie nie cierpią. I wiem, że to boli, zwłaszcza gdy zrobi się dla kogoś naprawdę wiele. I chciałoby się nieraz sądzić. Chciałoby się wyżalić. Chciałoby się powiedzieć – nie mają racji! Chciałoby się osądzić: są naprawdę niewdzięczni! Chciałoby się powiedzieć: Panie Boże! Czemu tak jest? Dlaczego nie powiedzą mi w cztery oczy tylko mówią do setki oczu? Chciałoby się wiele, ale czy by to coś zmieniło?

Jezus mówi: módlcie się za tych, którzy was oczerniają, więc modlę się.

Jezus mówi: błogosławcie tym, którzy was przeklinają, więc mówię do nich dobre słowo, choć nieraz ciężko przechodzi przez gardło.

Jezus mówi: dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą – i czasem robię te dobre uczynki.

Wiele mi jeszcze brakuje w tej miłości odwagi i wytrwania, ale choć nieraz trudno, to wierzę, że miłość za wszelka cenę a nie dochodzenie sprawiedliwości za wszelką cenę potrafi zmienić moje i ich serca, może już dziś, może za rok a może właśnie ta modlitwa sprawi, że nie znajdziemy się w piekle ani oni ani ja.

I to jest piękne w nauce Jezusa. że miłość jest ponad wszystko. Czasem trudna, ale zawsze piękna miłość.

I chrześcijanin może powiedzieć: ciężko tak żyć. Ale nie ma prawa powiedzieć: nie da się tak żyć. Trzeba po prostu spróbować.

Dlatego wierzyć w Jezusa Chrystusa, to wierzyć, że Jego nauka jest naprawdę piękna.

Do tych, którzy uważają się za wierzących w Chrystusa - czyli do nas - mówi dziś Bóg:

Miłość nieprzyjaciół, nie potępianie bliźnich, życzliwość nawet za cenę wyzysku, czystość przedmałżeńska, wierność aż do śmierci, wybaczanie najgorszym, uczciwość nawet za cenę biedy, post i jałmużna, modlitwa i dobre uczynki, niedzielna Eucharystia z Komunią i spowiedź, gdy potrzeba, zaufanie Bogu nawet na Golgocie.

Wierzyć w Jezusa Chrystusa, to wierzyć w całą Jego naukę: możliwą, realną i piękną.

Dział: Rok C
niedziela, 08 marzec 1998 17:50

2. Czy Bóg istnieje naprawdę?

1. Była już noc. Wstali od stołu. Zaśpiewali hymn i ruszyli w stronę Góry Oliwnej. Przeszli obok pałacu Kajfasza, gdzie za kilkanaście godzin Jezus będzie oskarżany przez żydowskie władze religijne. Teraz jeszcze był wolny. Wszedł razem z jedenastoma uczniami w wąskie uliczki starożytnej Jerozolimy i po kamiennych schodach, po których i dziś można stąpać, udali się stromą drogą w dół, do potoku Cedron. Tu skręcili w lewo i przeszli kawałkiem doliny Jozafata kierując się na północ. Po obu stronach drogi wyzierały z ciemności starożytne groby. Po przejściu 1 km znaleźli się u wejścia ogrodu. Musiało tu być jakiejś przedsiębiorstwo, gdzie plantatorzy znosili owoce dla wytłaczania oliwy. Stąd nazwa Get-semani, tzn. tłocznia oliwy. (Obok przechodziła droga do Betfage. Parę kilometrów do domu Łazarza, Marii i Marty – przyjaciół Jezusa. Ta samą drogą 5 dni wcześniej Jezus wjeżdżał na osiołku do Jerozolimy otaczany przez liczny tłum. Dziś było ich tylko 12, potem i oni odejdą).

Zatrzymali się u wejścia, gdzie stała szopa z narzędziami ogrodniczymi, albo i nawet domek ogrodnika. Tu Jezus zostawił 8 uczniów. Usiedli. Jezus zaś wziął z sobą Piotra i dwóch braci: Jakuba i Jana - synów Zebedeusza. To ci sami uczniowie, co byli na górze Przemienienia. Jezus chciał, żeby zobaczyli nie tylko Jego Boską chwałę, ale i ludzkie cierpienie. Weszli w głąb ogrodu. Nie czuli się obco. Ogród należał do rodziców Marka, który za 20 lat napisze Ewangelię. Oni to posiadali również dom, gdzie przed godziną Jezus z uczniami spożył Ostatnią Wieczerzę.

Jezus zaczął się bać. Smutek i trwoga. Jezus jest smutny, bo za miłość, za uzdrowienia z trądu i paraliżu, za leczące dotyki głuchoniemych i niewidomych, za parę tysięcy chlebów darmo i jeszcze więcej krzepiących słów dobrej Nowiny, za tych, co wskrzesił i otarł im łzy, za to ma zostać zabity.

Jezus jest pełen trwogi. Bo oto widzi z każdym szczegółem etapy swojej męki, bólu i cierpienia. Krzyż nie jest teatrem, gdzie się tylko gra. Krzyż boli. Krzyż nie jest teatrem, ale jest dramatem. Dlatego prosi uczniów o modlitwę:
„Zostańcie tu i czuwajcie ze Mną”

Uczniowie posłuchali tylko pierwszej prośby. Zostali. Jezus poszedł jeszcze w głąb ogrodu. Nie daleko, jakby na rzut kamieniem. Upadł na twarz, może z psychicznego zmęczenia, bo zazwyczaj żydzi modlili się na stojąco, a może upadł przed Bogiem w geście największej prośby:

„Ojcze! Niech mnie ominie ten kielich”

Kielich to znaczy los, to co ma człowieka spotkać. Wypić kielich oznaczało zgodzić się na ten los.

Świat zamarł. Niebo patrzyło się na Ogrojec. Świat zmarłych patrzył się na Ogrojec. Czy Jezus podejmie kielich, czy podejmie ten los, od którego zależy zbawienie?
Było mu trudno. Św. Łukasz pisze, że aż jego pot, jak gęste krople krwi spływał na ziemię. Medycyna mówi o tzw. hematodrosis. Kiedy podskórne naczynia krwionośne rozszerzają się nadmiernie i stykają z gruczołami potowymi, wówczas pękają. To był ból. To była agonia, czyli walka. Cierpienie ducha dosięgało szczytu. Jezus zmaga się ze sobą. Zbawienie wisi na włosku. A apostołowie? Śpią. A tak bardzo prosił ich o modlitwę i czuwanie.
Został Mu tylko Bóg. Dlatego zwraca się do Niego: „Abba”, czyli „Tatusiu”. Prosi jak dziecko ojca, które musi zrobić trudne zadanie. Tatusiu, zabierz ten kielich! Ale dodaje:

„Nie jak ja chcę, ale jak Ty!
Niech się stanie wola Twoja”.

Klamka zapadła. Dramat się zaczął. Jeszcze tylko zjawił się anioł i umocnił Go. Gdy anioł odszedł, przyszedł Judasz ze zgrają, która mogła liczyć i 400 ludzi, bo św. Jan pisze o całej kohorcie. Judasz – przyjaciel – przyprowadził miecze i kije na tego, który nawet tlejącego knotka nie zagasi, ani trzciny nadłamanej nie załamie. Już starszyzna żydowska wypłaciła zdrajcy 30 srebrników – cenę zwykłego niewolnika, albo cenę mlecznej krowy.
Uczniowie już wstali. Zaczynają rozumieć. Piotr chwyta za miecz i odcina prawe ucho słudze najwyższego kapłana. Co jednak może zrobić jedenastu rozespanych uczniów wobec kilkuset uzbrojonej grupy? Bóg mógł zesłać aniołów na pomoc. Ale wola Ojca i Syna jest inna. Jezus chce umrzeć.

Padnie jeszcze kilka słów i uczniowie opuszczą Jezusa. Ewangelia mówi „wszyscy”. Wszyscy uciekli. Godzinę temu zapewniali, że aż do śmierci będą z Jezusem. Zwątpili. Nie mogli zrozumieć. Przecież zawsze Jezus wychodził z opresji. Pierwszy raz to mu się zdarzyło. Dlaczego się nie bronił? Przecież miał być królem, a my może ministrami? Nie mogli zrozumieć Jezusa.
A On został sam ze zgrają i przyjacielem, który najpiękniejszy znak miłości - pocałunek – zamienił w znak obłudy i fałszu.
Apostołowie uciekając od Jezusa, nie uwolnili się jednak od jednego, od krzyża, od niezrozumienia. Uciekli z kryzysem wiary w Boga, którego poznali.

Drodzy bracia i siostry!
To jeden z najtrudniejszych krzyży w życiu człowieka. To cierpienie, które nie boli ręki, ani nogi, które nie boli wyrostka. To cierpienie, w którym boli serce i rozum człowieka.
Spotkałem ją w Chrzanowie. Sprzedawała w sklepiku warzywno-owocowym. Kiedy płaciłem za 2 gruszki zauważyłem, że pociąga nosem. miała może 50 lat.
„Chyba grypka chwyciła” – zażartowałem. Wtedy rozpłakała się na dobre.
„Proszę pana! - mówi do mnie – to nie grypa. 28 lat żyję z mężem a wczoraj pierwszy raz mnie zbił. Aż do dziś czuję ból kija”. „Dlaczegoż tak? – zapytałem – upił się może?”
„Nie – odpowiada mi kobieta – nigdy nie pije”
„No to, co się stało?”
„No właśnie. To ja się upijam.”
Po krótkiej rozmowie powiedziałem jej, że się za nią pomodlę. A ona wtedy:
„Może się pan pomodlić, ale ja i tak w Boga nie wierzę. Kiedyś wierzyłam, jak byłam dziewczynką. Ale zawiodłam się na Bogu. Tak bardzo prosiłam w pewnej intencji a On mnie nie wysłuchał.
„Niech się pani nie martwi – mówię – pani może nie wierzy w Boga, ale Bóg w panią wierzy!”
Nie pomogło. To jest kryzys wiary – kryzys niezrozumienia woli Bożej. Gdyby ta kobieta z Chrzanowa była Chrystusem, nie byłoby zbawienia – poszłaby sobie z Ogrodu Oliwnego z pretensjami, że ją Ojciec nie wysłuchał. Jezusa też nie wysłuchał. I Jezus zwyciężył a ona płacze. Kogo nie stać na to, żeby zgodzić się z wolą Boga choćby za cenę hematodrosis - krwawego potu – ten będzie płacił cenę swoich łez.

Podobnie było z uczniami z Emaus. Szli z Jerozolimy w dwójkę. Była niedziela, kilka godzin wcześniej Chrystus zmartwychwstał, oni nie wiedzieli. Gdy podszedł do nich, nie rozpoznali go. Zaczęli mówić o Jezusie, że go ukrzyżowano.
„A myśmy się spodziewali - mówią do Chrystusa, że on wyzwoli Izraela”, że On zrobi to, że On tamto.
Kiedy człowiek spodziewa się nie tak, jak się spodziewa Bóg, może się załamać. To jest kryzys wiary, który jest kryzysem niezrozumienia woli Bożej.

Ale kryzys wiary to także niedowierzanie, wątpienie, sceptycyzm.
Znacie św. Tomasza. Nie chciał wierzyć, że Jezus zmartwychwstał. „Jeśli nie ujrzę, nie uwierzę”. To częsty kryzys ludzi nauki, kryzys biznesmenów. Wierzyć? A opłaci się? A skąd wiemy, że to prawda? A przyszedł ktoś zza grobu? Tu przynajmniej mam konkret. Pokombinuję, wezmę łapówkę, oszukam i wyjdę na swoje.
To jest kryzys wątpienie w to, że Bóg i tak ma rację i ma moc większą od mocy największych potentatów – nawet żelatyny.
Ks. Twardowski tak pisze w jednym wierszu:

„Jezu – martwił się proboszcz-
głosisz tylko prawdę
nie wyjeżdżasz na zachód by kupić mieszkanie
w Rosji już zmiękło a Ty wciąż w ukryciu

nie budujesz kościoła z pustaków
lecz z żywego serca
nie odkładasz na wszelki wypadek

jak Ty sobie dasz radę w życiu?"

To zmartwienie proboszcza z wiersza mają wszyscy, którzy utracili już wiarę w to, że Bóg żyje i działa i uzdrawia także dzisiaj. Gdyby było inaczej, nie przyszlibyście tutaj.
Czasy komunistyczne odkryły jeszcze jeden kryzys wiary. Lęk przed kosztami wierzenie.
Nie zawieszę krzyża w pokoju, bo mnie wyśmieją, nie przeżegnam się w autobusie, bo mi powiedzą: „Coś ty z babcią się widział?” Nie będę mówił w pracy o Bogu, bo mi powiedzą: „A idźże do Seminarium”. To jest kryzys św. Piotra. Bał się, że go zamkną. Powiedział o Jezusie: „Nie znam tego człowieka”. 3 lata chodzili razem. Uzdrowił mu teściową. Wyciągnął tonącego na Galilejskim jeziorze, ustanowił Księciem apostołów. To jest wdzięczność człowieka.
Czasy współczesne bardzo często mówią o kryzysie św. Piotra wśród młodzieży.
Ile procent rozmów ludzi młodych dotyczy muzyki, filmów, miłości i sexu a ile wiary? To jest niemodne. Można zrozumieć, gdyby to ateiści nas wyśmiewali, ale jeśli katolik z Kwaczały mówi do katolika z Kwaczały: „Co ty, na Oazę idziesz? będziesz się modlił? co ci się stało? wypadek miałeś?”
No i taki chłopak jak się nasłucha, to nie przyjdzie. A za 10 lat w ogóle w kościele się nie pojawi, bo mu koledzy w pracy powiedzą, że w niedziele można robić ciekawsze rzeczy.

Najbardziej bolesny dla człowieka jest jednak krzyż wiary, któremu na imię krzyż pytań, kryzys wątpliwości.
Miałem w seminarium kolegę, który przez pół roku chodził i zadawał pytanie, dlaczego Pan Jezus przeklął figę, że nie ma na niej owoców, jak wtedy był koniec marca, a przecież figi nie mają w marcu owoców. Chodził do kolegów, profesorów, miał pretensje do Boga. Takich ludzi jest więcej. Pytają o tysiące spraw. A dlaczego Jezus był żydem? a dlaczego Judasz zdradził? a czy wszyscy pójdą do piekła? dlaczego w jednej Ewangelii jest przy grobie jeden anioł a w innej dwóch? Pytań o wiarę może bardzo wiele i bardzo mogą one boleć człowieka.
Pamiętam. Zaczęło się to przed maturą. Chodziłem do kościoła. Byłem lektorem, ale wszystko mnie denerwowało. Po co te świeczki na ołtarzu, a po co ksiądz się tak ubiera, a trzeba to kropić wodą ludzi, przecież w domu się umyją. A może kościół to tylko teatr, gdzie wszyscy wszystko udają. Do tego doszły pytania o cierpienie. Jak pogodzić zło z dobrocią i miłością Boga? Dwa lata chodziły za mną te pytania i bardzo męczyły.

Kochani Chrystusowi!
Kryzysów wiary można by wymieniać bardzo dużo a przykładów jeszcze więcej. Wszystkie jednak można sprowadzić do dwóch.
Pierwszy to tzw. kryzys odwróconego wiadra. Jak pada deszcz i wyniesiemy wiadro na dwór, ale odwrócimy je do góry dnem, to choćby tydzień stało na deszczu i tak będzie puste. To kryzys człowieka, który wiarą się nie przejmuje, goni za swoim szczęściem, a jak go spotka cierpienie, wrzeszczy, gdzie jesteś Boże? Czemu Cię nie widzę? Ma pretensje. Dlaczego Ty Panie nie zsyłasz mi deszczu łaski?
Człowieku - mówi Jezus – czego ty w życiu szukasz? Jak się odwróciłeś tyłem, dnem do Boga i jesteś zwrócony do ziemi, to się nie dziw, że jesteś pusty. W takim wiadrze tylko robaki mogą się znaleźć.
Jak tego krzyż uniknąć, albo jak z niego wyjść?
„Czuwajcie!” – mówi Jezus – czuwajcie, czy naprawdę w życiu idziecie w tym kierunku, co trzeba? Musisz zdecydować, jaki jest cel twego życia.

Może jednak być tak, że wiadro stoi jak należy. Ale i tak jest puste. nie pada bowiem deszcz. To jest cierpienie pustego nieba. Człowiek się modli, chodzi do kościoła, jak może, to wypełnia przykazania, jest dobry dla męża i dzieci, a jednak nie jest zadowolony z wiary, przeżywa wątpliwości, nudzi mu się na nabożeństwie, czuje, że Bóg mu nie pomaga.
„Módlcie się” - mówi do takich ludzi Jezus w Ogrojcu - Bóg zawsze pomoże. Albo spełni twoją prośbę, albo cię umocni w dźwiganiu krzyża jak mnie w Ogrodzie Oliwnym. Módlcie się. Nie doświadczasz deszczu łaski? Nie martw się. Deszcz nie zawsze pada, ale to nie znaczy, że znikło niebo. Choćby dziś nie spadła żadna kropla, niebo jest cały czas nad tobą.


Drodzy bracia i siostry!
Czuwajcie i módlcie się! To dwa światła na ciemne dni kryzysu wiary. Kryzysu i cierpienia, z którego zawsze człowiek wyjdzie umocniony, jeśli tylko nie odejdzie z własnego ogrodu Getsemani. Jeśli wytrzyma próbę. Za tą próbą nie trzeba gonić, nie trzeba wystawiać się na pokusę, czytać książki przeciwne wierze, rozmawiać z ludźmi przeciwnymi wierze. Nie szukajmy tego krzyża, bo tylko wtedy można go znieść, kiedy sam przychodzi. Judasz szukał kryzysu wiary. I powiesił się.

Niech na dziś wystarczy to rozważanie. Nie zapomnijmy o zachęcie Chrystusa; „Czuwajcie i módlcie się”. Na zadanie domowe jest propozycja, abyśmy się pomodlili za tych wszystkich, którzy przeżywają kryzys wiary w Boga, jakiegokolwiek rodzaju.
Natomiast za tydzień wejdziemy w świat fałszywych oskarżeń Jezusa i w świat cierpień dobrego imienia, fałszywych obmów, niesprawiedliwych posądzeń, plotek i oszczerstw.
Dzisiaj na koniec posłuchajmy jeszcze ks. Twardowskiego, który pociesza wszystkich dźwigających cierpienie wiary.

Wielki spór o Boga w licealnej klasie
pytania chłopców twarde a dziewcząt piskliwe
uśmiech przekory
jeszcze przed rozpaczą

także święty Augustyn miał kłopoty z wiarą
nawet szczęście nie wierzy że jest już szczęśliwe

jest krzyż wiary
jest i krzyż niewiary
wie o tym
Jezus
proszący o ciszę
zrozumie obejmie rękami obiema

już wierzysz – kiedy cierpisz że Go nie ma

Dział: Pasyjne
niedziela, 17 maj 1998 00:00

Kto nam powie?

Kwaczała, 17.05.1997

 

Panie kierowco! Stanie pan na tym przystanku?
– i kierowca dobrze wie, jaka będzie odpowiedź na to pytanie.

Panie doktorze! Strasznie mnie boli w okolicach grubego jelita!
– lekarz zbada i powie, co to może dolegać.

Proszę pani! Jak to zadanie rozwiązać, bo wydaje mi się, że brakuje jednej danej.
– i nauczycielka zna odpowiedź na wątpliwości ucznia.

Pani listonosz! Czy jest dzisiaj co do mnie?
– i listonosz dobrze wie, komu i co na rowerze wozi.

 

Pytamy się o tysiące spraw, pytamy się tysięcy ludzi: w pracy i sklepie, piekarni i masarni, w zakładach chemicznych i na roli, szkolnych klasach i autobusowych przystankach, w domach rodzinnych i na sąsiedzkich przyjęciach.

Wiemy, kogo się zapytać, gdy awaria lodówki, gdy instalacja spalona, gdy cement trzeba kupić i samochód sprzedać.

Ale kto nam odpowie na pytanie:

– jak być szczęśliwym?
– jak się zbawić?
– jak wygrać życie?
– co jest prawdą, a co kłamstwem?
– gdzie jest Bóg?
– a gdzie sens cierpienia?

Kto nam odpowie na pytania o wiarę?

Drodzy parafianie – Kto?

 

Gdyby postawić to pytanie dzieciom z przedszkola, z pewnością by odpowiedziały: „Pan Jezus”. I dobrze, ale to jest pierwsza część prawdy. Bo Chrystus daje odpowiedź na wiele pytań.

– Panie, jak się mamy modlić?
Jezus odpowiada: „Kiedy się modlicie, mówcie: «Ojcze nasz.»”

– Panie, co mam zrobić z tym moim sąsiadem?
Jezus odpowiada: „Co chcecie, żeby ludzie wam czynili, i wy im czyńcie.”

– Panie, Ty chyba zapomniałeś o moim życiu, bo wszystko takie na opak.
Jezus odpowiada: „Choćby Twoja matka zapomniała, ja nie zapomnę o Tobie.”

I wiele, wiele innych odpowiedzi usłyszymy od Jezusa – i to jest Ewangelia.

Tak, ale to jestpierwsza część prawdy. Jaka jest druga?

Było to może w 49 r. n.e. Jezus już wstąpił do nieba. Szaweł się nawrócił i jako Paweł głosił z rozmachem chrześcijańską wiarę. Apostołowie znów przebywali w Jerozolimie. Coraz częściej dało się słyszeć, że poganie zaczynają wierzyć w Chrystusa. Znalazło się paru mądrych, wsiedli zapewne na podróżnego osła i przybyli do Antiochii.

„Nie można się zbawić, jak się jest poganinem. Albo jesteś Żydem, albo musisz się obrzezać, bo to znak wybrania narodu izraelskiego” – takie słowa padły w atmosferę Antiocheńskiego miasta.

Problem wiary. Kogo się zapytać? Czy nie–Żydzi nie mogą być zbawieni?

Św. Paweł był mądry, ale nie był przemądrzały. Nie chciał sam decydować. Czym prędzej pojechał do Jerozolimy. Do Apostołów i Starszych. A ci – raz na zawsze powiedzieli, kto zna odpowiedź na pytania wiary:

„Postanowiliśmy, Duch Święty i my.”

Duch Św. i Apostołowie.

I to jest druga część prawdy.

Pytasz o wiarę? Zapytaj Jezusa.

Ale Jezus wstąpił do nieba!

Pytaj Apostołów!

Ale i oni są tylko ludźmi!!

To nic! Duch Święty jest z nimi. Przecież Jezus powiedział:

„Duch Święty, którego Ojciec pośle, On was wszystkiego nauczy.”

Ależ apostołowie już pomarli?

No tak, ale zanim umarli, wyświęcili następców, a ci następców i wszyscy głosili wiarę, a Duch Święty przez 2000 lat pilnował, żeby Kościół nie zagubił prawdy o życiu i śmierci.

Kto jest więc dzisiaj apostołem? Kto odpowie nam na pytania z wiary?

Biskupi.

Tak. Biskupi są następcami apostołów i razem z Duchem Świętym decydują o sprawach nowych, trudnych a ciągle się pojawiających pytań.

I tu kochani zaczyna się problem.

Panu Jezusowi to się wierzy, bo i tak w tabernakulum siedzi i za bardzo się do życia nie wtrąca.

Duchowi Św. jeszcze bardziej się wierzy, bo nawet nie wiadomo, kto to jest.

Ale żeby biskupom wierzyć?

Co oni się wtrącają do mojego małżeństwa?

Co mi będą mówić, co jest dla mnie dobre?

Ja klechom wierzył nie będę!

Kochani! Sprawa jest poważna. Zbyt wiele mówi się o tym w telewizji i prasie, zbyt często dzieli się sztucznie Kościół na księży i świeckich. Szuka się dziury w całym, chce się skłócić katolików, dzielić na lewicowych, prawicowych, postępowych i konserwatywnych.

 

Sprawa jest poważna, bo idzie o moje i twoje zbawienie. Dlatego pozwólcie, że parę rzeczy trzeba jasno ustawić.

Po pierwsze trzeba odróżnić wypowiedź biskupa na temat wiary i moralności od wypowiedzi na temat ulubionych kwiatków.

To że biskup mówi, jak to jego ojciec siał zboże, to nie znaczy, że jak my tak zasiejemy pole to będzie 200% normy.

Pan Jezus nam lodówki nie naprawi a biskup nie będzie uczył krowy doić, a chociażby umiał, to w tych sprawach można mu nie wierzyć.

 

Po drugie, jeśli biskupi wypowiadają się już na tematy wiary i moralności to trzeba wierzyć, że Duch Święty im pomaga i przyjąć te słowa z pokorą serca.

Ostatnio słyszałem wypowiedź jednej kobiety:

„Ja mam swoje poglądy na niektóre rzeczy i biskupów słuchała nie będę.”

No cóż. Jak ktoś jest mądrzejszy od Ducha Święty, który mówi przez biskupów, to ja mu gratuluję. Jakże nam trzeba pokory!

Kto z nas idąc do lekarza kłóci się z nim i sam sobie stawia diagnozę? Dyskutować z Duchem Świetym?

Kościół to nie parlament – tu się wierzy, a nie dyskutuje!

 

Po trzecie: Pomyślmy! Gdyby biskupi nie nauczali, tak jak chce Bóg, to by dawno zmienili niektóre prawdy: dozwolili by na antykoncepcję, wtedy producenci by im zapłacili; nie mieliby nic do aborcji, wtedy wiele matek czuło by się „szczęśliwiej”; nie mówiliby o kradzieżach w pracy, to i pracownicy mieliby mniejsze wyrzuty sumienia.

Największym dowodem na to, że Kościół mówi prawdę, jest fakt, że po ludzku sądząc nie opłaca mu się to – jest wyśmiewany i krytykowany – a i tak nie zmienia nauki.

 

Po czwarte wreszcie – to najważniejsze. Kto chce naprawdę znaleźć odpowiedź na problemy wiary ten musi być posłuszny Kościołowi w tym, co nauczają biskupi.

Nie tylko wierzyć, że to mówi Duch Święty, nie tylko z pokorą przyjąć, ale i wypełnić.

To jest przykre, jak się idzie w procesji na Skałkę w Krakowie, a później ze Skałki na Wawel i tysiące ludzi stoi obok procesji, przygląda się, nie śpiewają tylko od czasu do czasu klaskają jak któraś grupa procesyjna jest oryginalniej ubrana.

Kościół to nie teatr. Bóg nie żąda oklasków, tylko posłuszeństwa.

 

Drodzy parafianie!

Bogu niech będą dzięki, że ma kto dać nam odpowiedź na nasze pytania.

Ale czy ma kto pytanie zadać?

Dział: Rok C
niedziela, 26 kwiecień 1998 00:00

Wiara i zabobon

Kwaczała, 26.04.1998

 

Doskonała jest ta Ewangelia, doskonała na 2 tygodnie po Świętach Wielkiej Nocy. Apostołowie wrócili do swojej pracy, znów wypłynęli na jezioro, znów zarzucili sieci, tak jakby życie i śmierć Jezusa były dla nich chwilowym epizodem.

My nie jesteśmy lepsi. Pewno już zapomnieliśmy o świętach. Wróciliśmy do swoich zajęć, do swojego zakładu pracy, szkoły i domu. Tysiące problemów trzymamy za pasem i może również patrząc się do swojego serca widzimy, że trochę o tym Bogu zapomnieliśmy.

Ale On nie zapomniał.

Stoi nad brzegiem naszego życia i jak niegdyś pyta w dzisiejszą niedzielę:

„Dzieci, czy nie macie nic do jedzenia?”

 

Co jest naszym pokarmem? Jeszcze więcej niż pół roku do następnych świąt.

Czym będziecie się karmić przez ten czas?

I tu nie chodzi już o 153 ryby, czy ileś bochenków chleba. Nie chodzi o kiełbasę szynkową czy pączki wiedeńskie. W Kościele mamy inny pokarm – wiarę. I o wierze trzeba, kochani, dzisiaj powiedzieć.

Co to jest wiara?

Tyle się o tym mówi: „jestem wierzący”, „wiara jest dla mnie wszystkim”, „nie obchodzi mnie wiara”, „wiara mnie denerwuje”- „wiara mi pomaga”.

Co to jest wiara ?

Może znacie to opowiadanie o artyście cyrkowym. Ono pomoże nam trochę zrozumieć problem wiary.

Nowy Jork. Artysta cyrkowy rozwiesił linę między dwoma wieżowcami. Zebrał się spory tłum gapiów, ciekawych, co będzie się działo.

- Czy wierzycie, ze mogę przejść po linie z drążkiem w ręce? – zapytał artysta.

- Oczywiście – powiedzieli ludzie, bo taki numer już nieraz oglądali w telewizji.

I kilkadziesiąt metrów nad ziemią artysta trzymając drążek w dłoni przeszedł między dwoma wieżowcami.

- Czy wierzycie, że mogę przejść bez drążka? – zapytał tym razem.

Niektórzy nie dowierzali, ale spora część widząc pierwsze przejście powiedziała:

- Wierzymy.

I kilkadziesiąt metrów nad ziemią artysta bez drążka w dłoni przeszedł między dwoma wieżowcami.

- A czy wierzycie – zapytał po raz trzeci artysta – że mogę przejechać po linie z taczkami?

Niektórzy wybuchli śmiechem. Część odeszła. Reszta czekała w milczeniu. Tylko jeden pan podszedł do artysty i powiedział:

- Wierzę.

- Wierzysz? – zapytał artysta – jeśli wierzysz, to wejdź do tych taczek.

 

Bracia i siostry!

Wiara to jest przede wszystkim zaufanie. To zaufanie Bogu. Apostołowie zaufali, że ten co stoi nad brzegiem Jeziora Galilejskiego mówi prawdę. Zarzucili sieci po prawej stronie. I opłaciło im się zaufać. Tego zaufania zabrakło im w Wielki Piątek.

„Ty Panie miałbyś umrzeć?” To niemożliwe! Zaufali sobie, nie Bogu.

Bo zaufać to znaczy być przekonanym, że to co przychodzi na mnie dzisiaj; to co Bóg mi zsyła jest dla mnie najlepsze - choćby było chorobą, niezrozumieniem bólem, może nawet wylaną łzą.

Panie, płaczę, ale ufam że tak ma być. To jest wiara. „Jazu, ufam Tobie”.

Ale wiara to jest także posłuszeństwo, „ Jeżeli wierzysz, wejdź do w tych taczek” – jeżeli wierzysz – usiądziesz. Posłuszeństwo.

Kazał zarzucić sieci – zarzucili

Kazał iść na cały świat – poszli

Kazał głosić Ewangelię – głosili

Choć nieraz dostali po głowie, jak w dzisiejszym pierwszym czytaniu. I nie łudźmy się. Nie ma ludzi wierzących, ale nie praktykujących.

Kto wierzy w Boga – wierzy w Jego przykazania. Kto wierzy w przykazania – chce je wypełniać. Raz mu się udaje, raz nie, mówi: to i to przykazanie jest niepotrzebne, następne jest za trudne, a kolejne już przestarzałe. Wierzyć to być posłusznym.

„Wierz ci mamo, że robota w domu jest dla mnie konieczną sprawą, ale zrób to sobie sama, bo mi się nie chce.”

To jest wiara? To jest gadanie!

„W sklepie jest chleb!” – wierzysz? Idź po niego!

„Te przykazania są dla Ciebie jedynym wyjściem z bezsensu życia” – wierzysz?

Postaraj się wypełnić!

Pierwsze jest zaufanie: ufam Boże, że mówisz prawdę.

Drugie jest posłuszeństwo: skoro mówisz prawdę, to idę za nią.

To jest cała wiara. Tak niewiele, a jednak tak dużo!

I taka wiara daje pokój serca i radość .

„To jest Pan! ” – krzyknie św. Jan i rzuci się w morze – to jest jego radość z wiary.

Żydzi ich prześladowali, a ci cieszyli się, że są godni cierpieć dla Jezusa.

To nic, że dostaję po plecach; to nic , że mnie wyśmiewają; to nic, że jestem poniżany,

Ja się cieszę i to jest najważniejsze. A że mnie sąsiad obgada?

Trzeba bardziej kochać Boga niż ludzi. Taka wiara jest najlepszym pokarmem na drogę życia. Daje takie światło na pogmatwane ścieżki współczesnego człowieka, że wie on gdzie skierować ludzi, aby nie zmarnowali w życiu ani jednego dnia.

 

Drodzy parafianie!

Musimy sobie jeszcze powiedzieć: co tę wiarę niszczy ?

I wiele spraw należałoby wymienić, ale jedną się dzisiaj zajmijmy – zabobonami.

Nic tak nie niszczy wiary jak zabobony.

Bóg mówi: „Zaufaj mi! ” – ja Cię prowadzę dobrą drogą.

Zabobony mówią: „To nie zależy od Boga, jak sobie spluniesz 3 razy przez lewe ramię, to Cię ominie nieszczęście”.

Bóg mówi: „ Każdy dzień jest stworzony przez Boga”.

Zabobony mówią: „13 dzień miesiąca jest pechowy”.

Bóg mówi: „Poznałem Cię już w łonie matki i wiem kim będziesz”.

Zabobony mówią: „ Nie siedź na rogu, bo będziesz starym wdowcem”.

Bóg mówi: „ Nie martw się o jutro. Dosyć ma dzień swojej biedy.”

Zabobony mówią: „Wszyscy spod znaku barana będą jutro nie wyspani, po południu spotka ich nieszczęście, a wieczorem uśmiechną się do nich bliźnięta.”

Bóg mówi: „Kto nie chce pracować, niech nie je”.

Zabobony mówią: „Nie skracaj włosów po studniówce, bo Ci się rozum skróci”.

Bóg mówi do Maryi: „W Tobie będę błogosławił narodom”.

Zabobony mówią: W miesiącu maryjnym – maju – nie bierz ślubu, bo spotka Cię nieszczęście!

 

Drodzy Braci i Siostry !

Ileż by jeszcze można wypowiedzieć tych zabobonów o czarnych kotach, kominiarzach, czerwonych różach i wracaniu się do domu, przedwczesnych burzach i butach wykładanych na stół. Nie mówiąc o cygankach naciągających na wróżenie. Jak sobie żartujemy to pół biedy. Nie można zabobonów brać na serio. Nie można służyć Bogu i mamonie. Nie można wierzyć Bogu i zabobonom. Ludzie wymyślili je po to, żeby sobie sprowadzić szczęście, pomyślność, bogactwo, i żeby uchronić się od nieszczęścia.

Prawda jest inna. Czy będę zdrowy, czy chory, czy ślepy, czy bogaty - to zależy od Boga i ode mnie. I wierzyć to znaczy przyjąć taką wolę, jaką ma Bóg.

 

Drodzy Bracia i Siostry !

To jest centrum, sedno, najważniejsza sprawa naszej wiary. Zaufać i być posłusznym temu, co chce Bóg. Bo jak zaczniemy bawić się w zabobony, przekupywać los, życie i Boga, to po pierwszej porażce odejdziemy od Kościoła.

Zostańmy na dzisiaj z pytaniem.

Czy chodzę do Kościoła i modlę się, żeby mi było dobrze?

Czy jednak chodzę do Kościoła i modlę się, bo ufam, że skoro Bóg tak chce, to znaczy, że jest to dla mnie najlepsze?

Pierwsze jest zabobonem – drugie wiarą.

I o tą wiarę się módlmy.

Tę wiarę teraz wyznajmy.

Dział: Rok C
niedziela, 22 marzec 1998 00:00

Lustro ewangelii

Kwaczała, 22.03.1997

 

To jest lustro.

Tak.

Kościół stoi dziś przed lustrem.

Tym lustrem Ewangelia.

To w niej – jak w zwierciadle – zobaczymy chrześcijan , zobaczymy siebie samych.

 

Drodzy parafianie!

Oto są tacy ludzie, którzy chcą się uniezależnić od Boga. Zostali ochrzczeni, przyjęli dar Pierwszej Komunii Świętej i moc bierzmowania, ale postanowili żyć na własną rękę. Zabrali od Boga dary religii i pojechali w krainę własnych marzeń. Może Ty jesteś jednym z nich?

Są tacy co się świetnie bawią. Zostali dobrze wychowani, obdarzono ich majątkiem wartości chrześcijańskich, ale oni to rozpuszczą żyjąc wśród antyklerykalnych kolegów, czytając antykościelną prasę, popuszczając hamulce moralnych zachowań. Może Ty jesteś jednym z nich?

Są tacy, co znaleźli się na skraju nędzy. Daleko od Boga , daleko od tego majątku , któremu na imię miłość. Pasą nowoczesne świnie – świnie narkotyków, uzależnienia seksualnego, świnie alkoholu. Może Ty jesteś jednym z nich ?

Są tacy, co chcą wrócić do Boga. Po latach opuszczenia, cierpienia, wyrzutów sumienia przypominają sobie: „ Pamiętasz, jak byłeś szczęśliwy w dzień Pierwszej Komunii? Pamiętasz, z jaką radością biegałeś na majówki? Jak cieszyłeś się przesuwając paciorki różańca? Jak mamusia głaskała Cię po główce za to , że nie pomyliłeś się odmawiając ,,Aniele Boży...’’? Może ty jesteś jednym z nich?

Chcę wrócić do tego domu !

Są tacy, co się nawrócili. Napiszą w gazetach, opowiedzą przyjacielowi, będą rozpowiadać po ulicach, jak wielki jest Bóg, który przyjął ich w swoje ramiona. Może ty jesteś jednym z nich ?

Są także najemnicy. Co trzeba zrobić to zrobią. Przykazań pilnują, modlitwy nie zaniedbają, ale ich serce nie jest sercem syna. Bóg dla nich jest surowym Panem, a nie kochającym Ojcem. Może ty jesteś jednym z nich ?

Są wreszcie tacy, co zawsze byli dobrzy i blisko Kościoła. Ileż to sił włożyli, żeby mogły powstać świątynie, kapliczki i cmentarze. Ileż czasu orali na gruncie pracy społecznej? Nie raz jest przykro – jak starszemu synowi z Ewangelii – ja się nigdy nie zabawiłem a Ty, Boże, tak wiele dajesz grzesznikom i taki jesteś łaskawy wobec tych, co nawet nas przeklinali. Może ty jesteś jednym z nich ?

 

To jest lustro Ewangelii. Lustro, w którym można zobaczyć jeszcze Kogoś ...

Kto to jest?

Kto jest tak bogaty, że może dać człowiekowi siłę do wytrwania na długie dni roztrwonienia majątku?

Kto tak szanuje wolność człowieka, że pozwala mu odejść od siebie, że nie porazi piorunem satanistów, zabójców i gwałcicieli ?

Kto jest tak cierpliwy, że nie pojedzie w dalekie strony za swoim synem, że spokojnie patrzy na tego, który ukradnie łańcuchy, a nie ukarze go paraliżem?

Kto jest tak troskliwy, że wychodzi naprzeciw zabłąkanym, że już z daleka widzi powracających, że czeka na każdego grzesznika, jak to ukazał jeden z malarzy na obrazie tej sceny. Ścieżka przed domem jest dobrze wydeptana. Ojciec wiele razy wychodził po marnotrawnego syna.

Kto jest tak radosny z powodu nawrócenia grzesznika?

Kto tak hojnie obsypuje darami tych, którzy przyznają się do grzechów ?

Kto daje suknię łaski uświęcającej ?

Kto ubiera w dumę chrześcijańskiej wiary ?

Kto daje pierścień miłości Bożej ?

Kto daje sandały gotowości głoszenia Ewangelii ?

Kto przyprowadza cielę – ofiarę Świętej Eucharystii, żeby ucztować i bawić się, bo życie zwyciężyło?

Kto wreszcie tłumaczy takim, co zawsze byli dobrzy, że nieważna jest przeszłość, ale to, co dzisiaj?

Kto?

 

Drodzy parafianie!

Kto ?

Bóg, nasz Bóg. Ojciec.

Stoisz przed lustrem Ewangelii!

Popatrz! Widzisz siebie?

Gdzie ty jesteś?

Pomyśl!

Przecież to już połowa Wielkiego Postu!

Czy wyjechałeś w dalekie strony od Bożych przykazań ?

Czy jesteś tylko najemnikiem chrześcijańskiej wiary?

Czy może jesteś solidnym starszym synem?

Popatrz w lustro Ewangelii i pomyśl wreszcie: ,,Czy nie warto byłoby znaleźć się w ramionach miłującego się Ojca?

Czy nie warto?

Dział: Rok C
niedziela, 13 październik 1996 00:00

"Wierzę w Boga" w Różańcu

Kraków, WSD, 30.10.1996

 

1. Już tysiące słów padało w jesiennym miesiącu maryjnym o skarbie róż - nie ogrodowych, ale róż wiary - piętnastu świętych tajemnic. Dziś przychodzi nam poprosić Maryję o pomoc w uchyleniu rąbka tej tajemnicy, jaką jest tajemnica naszej wiary, wiary wyznawanej w modlitwie różańcowej. Prośmy Wspomożycielkę Wiernych o pomoc dla mnie, bym owocnie otwierał usta, a was o cierpliwość, byście skutecznie otworzyli serce, zdolne rozsądzić pszenicę od plewów.

2. Trzymając w ręku różaniec, nawet kleryk Krakowskiego Seminarium może zastanowić się, czy Credo trzeba odmawiać na początku, czy na końcu życiodajnej modlitwy. Różne tradycje lokalnych Kościołów, tradycja Seminarium, setki książeczek do nabożeństw, różaniec w parafii, czy w domowym Kościele bądź się kłócą, bądź zgadzają w tym temacie. Trzeba jednak Credo umieścić raczej na początku modlitwy różańcowej ze względów i teologicznych, i praktycznych. Tak też uczyły babcie i mamusie swoje pociechy w niejednej wiosce malowniczej Małopolski. „Gdy zaczynasz odmawiać tę modlitwę - mówiły - weź krzyżyk, który jest na początku różańca do swej ręki i trzymając go wyznaj wiarę, w Boga".

3. Czym jest to wyznanie wiary? Jest pomostem między nauką naszych rodziców i nauką Kościoła pierwszych wieków. Wyznanie to, zwane Składem Apostolskim jest bowiem pierwszym credo soborowego Kościoła. Pochodzi z 324 r. i jest widzialnym znakiem niewidzialnej mocy potężnego już wtedy Ludu Nowego Przymierza. Już to przyczynia się do poznania roli, jaką odgrywa „Wierzę w Boga" w mojej modlitwie różańcowej. A jaka jest ta rola?

4. Przede wszystkim jest to rola jakby ogólnego przewodnika. W tym sensie Credo jest pionem, który nadaje kierunek rozmyślaniu nad świętymi tajemnicami, czuwa nad prawowiernością mojej modlitwy. Credo pobudza moją świadomość. Mówi mi, że to, co będę teraz czynił należy do dziedziny wiary. Credo nadaje powagi i wagi modlitwie poprzez swój majestat historyczny i przypomnienie tego, co w życiu najważniejsze. To Credo przypomina także, kim ja jestem, bo jestem tym, w co wierzę. I tak Credo jest dla mnie biletem, zaproszeniem, kartą wstępu do tajemnic różańca świętego. Nie mogę owocnie rozmyślać, jeżeli nie wierzę, nie wierzę, jeżeli tego nie wyznaję. Bo skarb różańca jest skarbem dla wierzącego, fałszywą perłą dla serca niewiary.

5. To moje „wierzę" jest jednak także jakby szczegółowym przewodnikiem. Przypomina, że cały różaniec wyrasta z wiary w konkret i do takiej wiary prowadzi. „Wierzę", bo nie wszystko rozumiem i dlatego też rozmyślam nad prawdami wiry. „Wierzę w Boga Ojca", Tego, który posłał anioła Gabriela do mieściny Nazaret, Tego, który był wielbiony przez Dziewicę poślubioną Józefowi. Wielbiony życiowym fiat i wypowiedzianym Magnificat. „Wierzę w Jezusa Chrystusa, Syna Jedynego", który narodził się w Betlejem z Maryi Panny, ku czci której modlitwę tą odmawiam, która Go ofiarowała w świątyni i tam też znalazła. Wierzę w Jezusa, który był ukrzyżowan, bo nie uchylił się od dźwigania krzyża i umarł, bo nie uchylił się od dźwigania woli Ojca. Wierzę i w zmartwychwstanie, dlatego je będę rozmyślał i we wniebowstąpienie, bo tam jest Pan, gdzie serce me tęskni. Skoro odszedł, to wierzę w Jego powtórne przyjście, bo kto uwierzył w krzyż, wierzy i w życie z Tym, który na nim skonał. Wierzę w Ducha Świętego, którego zesłanie rozmyślać będę i to zielonoświątkowe, i to nieustanne - duszy wnętrza mego. Wierzę w Kościół powszechny, w tysiące ludzi trzymających święty różaniec w uświęcanych dłoniach i w tę, która pierwsza w tym Kościele - wniebowzięta i ukoronowana. Jeśli Ona Niepokalana, wierzę w grzechów odpuszczenie; jeśli wniebowzięta, w ciała zmartwychwstanie; jeśli króluje życiem, wierzę, że ono wieczne; jeśli mówi fiat, nie mogę nie powiedzieć amen. To amen dopiero pozwala mi wejść w szczegóły nieustannie toczącej nie „się", ale przez Boga historii zbawienia. Amen nie tylko temu Credo, ale amen Panu, amen Maryi, amen Kościołowi.

Poprzez „amen" mogę wejść w szczegóły radosne, bolesne i chwalebne, w szczegóły 15 tajemnic świętego życia.

6. Jeśli mój różaniec pozostawiał wiele do życzenia i jeśli nadal niedostatek jest częstym mym gościem, to dlatego, że brakowało mi tego „Wierzę" - nie tylko w świadomości, ale często także na ustach. I to też jest łaską Pana, że dane mi jest mówić o tym, bo gdyby nie to, jeszcze dziś odmawiałbym codziennie nie cząstkę różańca, ale 5 tajemnic, a to jest wielka różnica.

Dziękując komu się należy za tę łaskę, jeszcze raz proszę z przekonania i z serca. Proszę o wiarę, zachęcam do wiary i życzę wiary, bo jaka będzie nasza wiara, takie będzie Credo, a jakie Credo, taki różaniec.

„Panie, przymnóż na wiary!" Święta Panienko „zaradź naszemu niedowiarstwu", byśmy nie na darmo rozważali święte tajemnice Twojego życia. Byśmy nie byli jakoby te wieprze, przed które rzucono drogocenne perły!

Strona 1 z 2

Konsola diagnostyczna Joomla!

Sesja

Informacje o wydajności

Użycie pamięci

Zapytania do bazy danych