Kazaniaśmierć
środa, 21 wrzesień 2011 21:19

Biblijne horyzonty nieśmiertelności

 

Biblijne horyzonty prawdy o nieśmiertelności

XXXII Ogólnopolskie Sympozjum Koła Naukowego WSD w Płocku

(Płock, 12.11.2009)

 

 

„Dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka” (Mdr 2,23)

Biblijne horyzonty prawdy o nieśmiertelności

 

            W czasie tego wykładu mamy popatrzyć się w stronę horyzontu. Horyzonty są różne: mówi się o horyzoncie astronomicznym, topograficznym, prawdziwym, horyzoncie zdarzeń i cząstek a ponadto jeszcze niektórzy precyzują, że horyzont to co innego a widnokrąg to co innego. My chcemy spojrzeć na horyzont biblijny a dokładniej na taki horyzont, na którym widać prawdę o nieśmiertelności.

            Horyzont zazwyczaj ma 3 podstawowe cechy: 1) jest bardzo daleki od widza, 2) chociaż jest daleki to jednak coś nam pokazuje, 3) chociaż nam co nieco pokazuje, to tak naprawdę najbardziej intryguje nas to, co się znajduje poza nim, to czego nie widać, bo horyzont nam to niejako zasłania. Wszystkie te 3 cechy można również dostrzec w biblijnym horyzoncie prawdy o nieśmiertelności: 1) jest on bardzo daleki, nawet dosłownie, bo niektóre księgi biblijne mogą mieć i 3 tys. lat,  2) pomimo odległości widać na nim bardzo wiele, 3) to co najbardziej piękne i intrygujące w biblijnym horyzoncie nieśmiertelności jest to, co znajduje się poza nim, to czego „ani oko nie widziało ani ucho nie usłyszało”.

            Tak jak „przeciętny” horyzont składa się z dwóch części: z horyzontu, który znajduje się przed naszymi oczyma i z horyzontu, który jest za naszymi plecami, tak chciałbym podzielić ten wykład na dwie zasadnicze części: pierwsza będzie dotyczyć Starego, natomiast druga Nowego Testamentu.

            Jeśli chodzi o sposób przedstawienia biblijnej idei nieśmiertelności z góry podkreślam, że nie chcę zaprezentować całościowego opracowanie tematu, ani wejść w drobiazgową analizę szczegółów. Bardziej chciałbym stanąć z wami tak jak przewodnik staje w górach z turystami i pokazać niektóre szczegóły, niketóre punkty, które gołym okiem można zobaczyć na horyzoncie a które wydają się być uderzające, intrygujące i zasadnicze.

 

Część I: Stary Testament.

1. Dobrze, że Ewa zerwała tylko jeden owoc czyli sprawy rajskie a nieśmiertelność

            Wszyscy znamy dosyć dobrze początek Biblii i opowiadanie o tym, co stało się w raju. Bóg stworzył świat a w nim człowieka: mężczyznę i kobietę, ci jednak pod namową diabła okazali nieposłuszeństwo Bogu, zerwali owoc z drzewa poznania dobra i zła, które rósło pośrodko rajskiego ogrodu i zostali surowo ukarani: wypędzenie z raju i wszystkie cierpenia, jakie człowiek musi ponosić w życiu ukazane są jako konsekwencja tego, co stało się tam, u zarania dziejów. Zanim jednak Pan Bóg wypędził Adama i Ewę z raju powiedział tak:

            «Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki». (Gen 3:22 BTP).

            Idea wydaje się być jasna: gdyby człowiek zjadł owoc także z drugiego drzewa, z drzewa życia, nigdy by nie umarł. Nieśmiertelność pokazana jest zatem już na pierwszych kartach Biblii jako coś co można było osiągnąć, jako dosłownie coś na wyciągnięcie ręki, ale co nie zostało osiągnięte, bo Bóg tego zakazał, wręcz uniemożliwił wypędzając pierwszych rodziców z raju i postawiając cherubów  z mieczami, aby strzegli drogi do drzewa życia.

            Z pozoru może wydawać się, że była to kara [Można też stawiać sobie pytanie: dlaczego Bóg nie postawił aniołów, kiedy Ewa wyciągała ręke po owoc!] Tradycja egzegetyczna chrześcijańska czy judaistyczna jest tutaj jednak zgodna: postawienie szlabanu przed drzewem życia było wyrazem miłości Boga: pozwolić bowiem człowiekowi na nieśmiertelność po grzechu, to skazać go na wieczne cierpienie, i nigdy niekończącą się starość. Mówiąc prościej: lepiej, żeby człowiek umarł, niżby miałby się męczyć całą wieczność! A dlaczego miałby sie męczyć? Bo jak popełnił pierwszy grzech to nieodwracalnie wszedł na drogę grzechu, cierpienia i męki.

            [Ten pierwszy biblijny punkt na horyzoncie nieśmiertelności ma jeszcze jeden wymiar: łączy sprawę życia na wieki z moralnością]

 

2. Życie a potem Szeol

            Na biblijnym horyzoncie nieśmiertelności popatrzmy na bardzo wyraźny puntk: szeol. Hebrajskie Szeol, tłumaczony przez greków jako Hades, to było miejsce, dół, przepaść, czy generalnie coś w dole, gdzie człowiek znajdował się po śmierci. Żeby wyrobić sobie jakoś ideę Szeolu posłuchajmy pary fragmnetów biblijnych na ten temat:

            Oplątały mnie pęta Szeolu, zaskoczyły mnie sidła śmierci. (2Sa 22:6 BTP)

            Jak obłok przeleci i zniknie, kto schodzi do Szeolu, nie wraca, (Job 7:9 BTP)

            Szeol mym domem, w ciemności rozścielę swe łoże, grobowi powiem: "Mój ojcze"! "Matko ma, siostro!" - robactwu. Właściwie, po cóż nadzieja, kto przedmiot ufności zobaczy? Czy zejdzie do królestwa Szeolu? Czy razem do ziemi pójdziemy?» (Job 17:13-16 BTP)

            Bo nikt po śmierci nie wspomni o Tobie: któż Cię wychwala w Szeolu? (Psa 6:6 BTP)

            Czy to w grobie się opowiada o Twojej łasce, a w Szeolu o Twojej wierności? Czy Twoje cuda ukazują się w ciemnościach, a sprawiedliwość Twoja w ziemi zapomnienia? (Psa 88:12-13 BTP)

            Czy jest ktoś, kto by żył, a nie zaznał śmierci, kto by życie swe wyrwał spod władzy Szeolu? (Psa 89:49 BTP)

            Dawaj, bierz i staraj się o rozrywki dla siebie, albowiem w Szeolu na próżno szukać przyjemności. (Sir 14:16 BTP)

           

            Wydaje się zatem, że życie się kończy ze śmiercią a potem, zostaje tylko szeol, gdzie trudno mówić o życiu. O szeolu mówi się w ST ponad 60x i prawie zawsze w powyższym znaczeniu. Jest jednak parę ciekawych miejsc. Posłuchajmy:

           

            To Pan daje śmierć i życie, wtrąca do Szeolu i zeń wyprowadza. (1Sa 2:6 BTP)

            Nie pozostawisz mojej duszy w Szeolu i nie dozwolisz, by wierny Tobie zaznał grobu. Ukażesz mi ścieżkę życia, pełnię radości u Ciebie, rozkosze na wieki po Twojej prawicy. (Psa 16:10-11 BTP)

                    Do Szeolu są gnani jak owce, pasie ich śmierć, zejdą prosto do grobu, serca prawych zapanują nad nimi, rano zniknie ich postać, Szeol ich mieszkaniem. Lecz Bóg wyzwoli moją duszę z mocy Szeolu, bo mię zabierze. (Psa 49:15-16 BTP)

            Ty, który ze śmierci wskrzesiłeś zmarłego i słowem Najwyższego wywiodłeś go z Szeolu. (Sir 48:5 BTP)

           

            Z jednej strony ST mówi jasno: życie kończy się na szeolu, krainie, krainie zapomnienia, która nie jest godna reklamy. Z drugiej jednak jest jakaś niejasna idea, że da się stamtąd wyjść a dokładniej, że Bóg może stamtąd wyprowadzić i to nie tylko w sensie przenośnym, tzn. uchronić od śmierci, ani nie tylko w sensie powrotu na ten sam świat, tzn. wskrzeszenia ze zmarłych, ale również w takim sensie o jakim mówi Psalmista:  

            Nie pozostawisz mojej duszy w Szeolu i nie dozwolisz, by wierny Tobie zaznał grobu. Ukażesz mi ścieżkę życia, pełnię radości u Ciebie, rozkosze na wieki po Twojej prawicy. (Psa 16:10-11 BTP)

 

3. Wróżka z Endor - 1 Sm 28

            Inny, ciekawy punkt na horyzoncie nieśmiertelności znajduje się w 1 Sm 28 - chodzi o spotkanie króla Saula z wróżką z Endor. Jest rok ok. 1010 p.n.e. Samuel, prorok i przywódca duchowy narodu już nie żyje. Saul, pierwszy król Izraela zaczyna mieć kłopoty. Nie dość, że Filistyni nacierają coraz bardziej na tereny izraelskie, to jeszcze Bóg zdaje się, że opuścił swojego pomazańca. Saul ma nadzieję, że pomoże mu zmarły Samuel. Idzie więc w przebraniu do pewnej kobiety w okolice Endor (niedaleko góry Tabor) i prosi ją, by ta wywołała [dosł. „wyprowadziła z dołu”, czy „pozwoliła/pomogła wyjść na górę”] ducha zmarłego proroka.

            I kobieta, zwana potocznie wróżką czy nekromanką z Endor, chociaż jej zawód można by przetłumaczyć „kobieta/pani butelki czy worka skórzanego”, bo zapewne używała przy wywoływaniu duchów naczynia skórzanego, wywołuje Samuela.

            Wywoływanie duchów było surowo zabronione w Izraelu i za takie praktyki należała się kara śmierci. Cokolwiek by jednak na ten temat powiedzieć jest pewne, że Samuel choć umarł, to się pojawił, rozmawiał, kontakt z nim dał jakąś specjalną wiedzę kobiecie, dzięki której wróżka z Endor rozpoznała, że Saul to jest Saul. Wywołany Samuel wyglądał na tyle podobnie do siebie, że został rozpoznany przez króla Saula, ale na tyle nie był „ludzki”, że kobieta widząc go mówi: «Widzę istotę pozaziemską, wyłaniającą się z ziemi» (1 Sm 28,13). Słowo „istota ziemska" to słowo, które używa się głównie na określenie Boga i aniołów. Ponadto Samuel pyta się, dlaczego mu zakłócają spokój, a więc to by znaczyło, że po śmierci żył w pokoju.

 

4. Machabejczycy i ofiary za zmarłych

            Poruszając się na horyzoncie nieśmiertelności przenieśmy się do Księgi Machabejskiej, a dokładniej do drugiej, rozdziału dwunastego. Znajdujemy się w latach sześćdziesiątych II w. przed Chr. Juda Machabesuz walczy o wolnośc kraju tym razem przeciw Gorgiaszowi. Giną niektórzy z jego żołnierzy, u których znaleziono po śmierci przedmioty poświęcone bóstwom, chociaż Prawo tego Żydom zakazywało. Jak reaguje na ten grzech wódz wojska? Kronikarz pisze tak:

                     Mężny Juda upomniał lud, aby strzegli samych siebie i byli bez grzechu ... Uczyniwszy zaś składkę pomiędzy ludźmi, posłał do Jerozolimy około dwu tysięcy srebrnych drachm, aby złożono ofiarę za grzech. Bardzo pięknie i szlachetnie uczynił, myślał bowiem o zmartwychwstaniu. 44 Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym, 45 lecz jeśli uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda - była to myśl święta i pobożna. (2Ma 12:40-45 BTP)

            Tę samą wiarę w zmartwychwstanie obecną w 2 Mch dzieli jeden z synów bohaterskiej matki, który zanim został zabity za to, że nie chciał skosztować wieprzowiny zakazanej przez Prawo powiedział do króla:

«Ty, zbrodniarzu, odbierasz nam to obecne życie. Król świata jednak nas, którzy umieramy za Jego prawa, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego».(2 Mch 7,9)

 

5. Księga Mądrości i głupota niewiary, że jest coś po śmierci

            Podobny punkt na horyzoncie nieśmiertelności ST jest jeszcze bardziej wyraźny w Księdze Mądrości. Jesteśmy w II a może w I w. p. n.Chr. Autor pisze tak:

            Dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka - uczynił go obrazem swej własnej wieczności.A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.

            Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie.W dzień nawiedzenia swego zajaśnieją i rozbiegną się jak iskry po ściernisku. Będą sądzić ludy, zapanują nad narodami, a Pan królować będzie nad nimi na wieki. [Mdr 2,23-3,5.7-8]

            W tym miejscy widać już wpływy czy podobieństwa do platońskiej koncepcji o nieśmiertelności. 3 rzeczy są jednak bardzo charakterystyczne dla myśli biblijnej:

            1) Bóg nie stworzył człowieka nieśmiertelnym, ale „dla” nieśmiertelności (evpV avfqarsi,a|), tzn. „nieśmiertelność” czy niezniszczalność, jak również można przetłumaczyć greckie avfqarsi,a jawi się bardziej jako cel a nie jako cecha człowieka;

            2) nieśmiertelność związana jest z kondycją moralną, mówi się tylko o duszach sprawiedliwych. O grzesznikach autor powie: „I staną się potem wstrętną padliną i wiecznym pośmiewiskiem wśród zmarłych. (Wis 4:19 BTP)”;

            3) myślenie, że życie konczy się ze śmiercią jest nazwane głupotą: Zdało się oczom głupich, że pomarli.

            Na horyzoncie starotestamentalnej prawdy o nieśmiertelności jest jeszcze wiele innych punkcików takich chocby jak wizji Ezechiela o wskrzeszeniu kości (Ez 37) czy proroctwo Daniela: Wielu zaś, co posnęli w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie.Trudno więc nie mieć wrażenia, że ST coś widział na czy poza horyzontem życia i smierci. Żeby jednak nie myśleć, że ta wiara była taka powszechna wystarczy zacytować Koheleta:

            Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością. (Ecc 3:19 BTP).

            Teraz popatrzmy już na drugą połowę biblijnego horyzontu [może jednak trochę krócej, bo ta częśc jest wam lepiej znana]

 

Część II: Nowy Testament

6. Łono Abrahama (Łk 16,19-31)

            Znacie pewno dobrze przypowieść o bogaczu, co się świetnie bawił i żebraku owrzodziałym imieniem Łazarz. Co się z nimi dzieje po śmierci?

                    22 Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. 23 Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. 24 I zawołał: "Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu".

 25 Lecz Abraham odrzekł: "Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. 26 A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać".

            [Pamiętamy jak sie kończy przypowieść. Bogacz prosi, żeby przynajmniej ktoś poszedł do jego jeszcze żyjących braci i powiedział, co to się dzieje z człowiekiem po śmierci. Anbraham jednka odpowiada:

            31 "Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą"».]

            To jest tylko przypowieść i głównym jej celem nie jest wykład o życiu po śmierci. Jezus tłumacząc wystarczalność ST do przyjęcia Mesjasza i prawdy o jego zmartwychwstaniu, przekazuje jakby mimochodem również wierzenia swojego pokolenia: znowu charakterystyczna jest różnica między kondycją życia po śmierci dobrych i złych, mówi się już jak to życie czy egzystencja wygląda oraz mówi się też o życiu po śmierci nawet złych... z tym że, co to za życie...

 

7. O takiej, co miała 7 mężów i jednego teścia czyli wątpliwości saduceuszów w/s zmartwychwstania

            Ten fragment Ewangelii jest jeszcze bardziej znany. chodzi o saduceuszów, jedno z ugrupowań religijnych z czasów Jezusa, którzy twierdzili, że zmartychwstania nie ma. Argument mieli taki:           

            20 Było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umierając nie zostawił potomstwa. 21 Drugi ją wziął i też umarł bez potomstwa, tak samo trzeci. 22 I siedmiu ich nie zostawiło potomstwa. W końcu po wszystkich umarła ta kobieta. 23 Przy zmartwychwstaniu więc, gdy powstaną, którego z nich będzie żoną? Bo siedmiu miało ją za żonę». 24 Jezus im rzekł: «Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? 25 Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie. 26 Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną, czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa "O krzaku", jak Bóg powiedział do niego: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba. 27 Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych. Jesteście w wielkim błędzie» (Mar 12:20-27 BTP)

            Dla Jezusa sprawa jest prosta: 1) jest życie po śmierci, 2) jest ono inne niż na ziemi. Jezus nazywa je byciem „jak aniołowie w niebie” - co to dokładnie znaczy, Jezus nie tłumaczy; podkreśla jednak, że nasze ziemskie kategorie małżeńskie po drugiej stronie nie będą miały miejsca

[ale z tego nie można wyciągać wniosku, że „nie opuszczę Cię aż do śmierci” znaczy, że „potem Cię mogę opuścić, po śmierci Cię mogę opuścić” , bo w niebie znajdę sobie lepszą].

           

            Jezus wiele razy za swojego ziemskiego życia mówił o życiu po śmierci i nie da się nawet wymienić w paru minutach wszystkich miejsc i słów Jezusa na ten temat. W wielu przypowieściach pokazuje obraz końca świata i tego co się dzieje z dobrymi i ze złymi. W Ewangelii Jana wiele razy mówi o życiu wiecznym chociażby w tym miejscu:

                    25 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą. 29 a ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny - na zmartwychwstanie potępienia. (J 5,25.29)

            Albo w innym:

            Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.  (Joh 6:51 BTP).

            Pomimo róznorodności słów Jezusa na temat życia wiecznego można wyróżnić parę powtarzających się motywów:

            1) Nigdy w Ewangelii nie jest użyte słowo „nieśmiertelność” czy „niezniszczalność”. Nie ma mowy więc o nieśmiertelności w sensie ścisłym, ale o życiu po śmierci

            2) Życie wieczne zaczyna się już tutaj, na ziemi, wraz z wiarą w Jezusa Chrystusa

            3) Jakość życia po śmierci zależy od miłości przed śmiercią: inny los będzie dla dobrych inny dla złych,

            4) Bóg jest w stanie wskrzesić z martwych, co Jezus pokazał na przykładzie młodzieńca z Nain, córki Jaira i Łazarza, brata Marty i Marii.

            5) Życie po śmierci nie będzie identyczną kontynuacją tego ziemskiego życia, ma polegać na przebywaniu i królowaniu wiecznym z Bogiem

 

 

8. Wreszcie ktoś wrócił zza horyzontu... - czyli zmartwychwstanie J.Chr.

                    Przejdźmy do najważniejszego punktu na horyzoncie biblijnej prawdy o nieśmiertelności. Chodzi o zmartwychwstanie Jezusa. Ten punkt jest najważniejszy nie dlatego, że Jezus wrócił do życia, bo taki cud zdazył się na kartach biblijnych parokrotnie i nawet w czasach ST, wyątkowość polega na fakcie, że Jezus po zmartwywstaniu wraca już w „nowej postaci”, tzn. takiej, która już więcej nie umrze. Łazarz i młodzieniec z Nain i córka Jaira musieli umrzeć jeszcze raz i jeszcze raz być pochowani. Jezus jako pierwszy i jedyny wraca niejako zza horyzntu niesmiertelności, by powiedziećApostołom i pokazać uczniom nie tylko ręce i bok, ale drogę, którą pzrejdzie każdy człowiek.

            Zwróćmy uwagę jaki ten Jezus zmartwychstały jest:

            - mówi,

            - da się go poznać, ale czasami nie do końca i nie od razu wiadomo, że to Jezus (Maria  z Magdali, Piotr na Tyberiadzkim)

            - można go dotykać (Tomasz niedowiarek)

            - może jeść

            - przechodzi pzrez zamnknięte drzwi

            - czasami znika

            Ze wszystkich opisów Ewangelistów sparwa jest jasna: Jezus zmarwtwystały to ten sam Jezusa, który ma to samo ciało, ale to ciało jest jakoś inne [już chwalebne]

            Niedowiarkom Ewangelista Łukasz przypomina słowa Jezusa skierowane do swych uczniów po zmartwywstaniu:

                    39 Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam». 40 Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. 41 Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: «Macie tu coś do jedzenia?» 42 Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. 43 Wziął i jadł wobec nich. (Łk 24,39-43)

 

 

9. Nadzieja nieśmiertelności - 1 Kor 15

            To fakt, że Jezus zmartwychwstał. Pozostała jednak jeszcze niepewność. Czy ten cud odnosi się tylko do Niego (bo był święty i Synem Bożym) czy też ma jakiś wpływ na życie innych ludzi. W najbardziej mistrzowski sposób na to pytanie odpowiedział św. Paweł w liście do Koryntian, a dokładniej w 15 rozdz.

            Posłuchajmy paru jego myśli:

                Jeżeli zatem głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania?13Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał....

            Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. 21 Ponieważ bowiem przez człowieka przyszła śmierć, przez człowieka też dokona się zmartwychwstanie. 22 I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, 23 lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia.

                    41 Inny jest blask słońca, a inny - księżyca i gwiazd. Jedna gwiazda różni się jasnością od drugiej. 42 Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne - powstaje zaś niezniszczalne; 43 sieje się niechwalebne - powstaje chwalebne; sieje się słabe - powstaje mocne; 44 zasiewa się ciało zmysłowe - powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało ziemskie powstanie też ciało niebieskie.

            53 Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność. 54 A kiedy już to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność, wtedy sprawdzą się słowa, które zostały napisane: Zwycięstwo pochłonęło śmierć. 55 Gdzież jest, o śmierci twoje zwycięstwo?

            Czytając Kościół po zmartwychwstaniu Jezusa a zwłaszcza listy św. Pawła, nie można mieć żadnych wątpliwości: tak jak Jezus, tak i wszyscy. Zmartwchywstanie Jezusa to nie tylko punkt na horyzoncie biblijnej prawdy o nieśmiertelności, to nie tylko światło na tym horyzoncie, ale to pzrede wszystkim brama nieśmiertelności, przez którą każdy przejdze, nawet gdyby dziś stał od niej jeszcze tak daleko, że jej nawet nie widzi.

 

10. Czy naprawdę wszyscy muszą umrzeć?

            Zanim zakończymy nasze spoglądanie na horyzonty nieśmiertelmności jeszcze jeden mały punkt, albo jedno małe uproszczenie, bo czasem sie słyszy stwierdzenie, że wszyscy muszą umrzeć.

A tu św. Paweł pisze w 1 Kor 15,51-52 tak:

            51 Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni. 52 W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dźwięk ostatniej trąby - zabrzmi bowiem trąba - umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni.

            Idąc za tymi słowami trzeba sobie wyobrazić, że gdyby teraz nastąpił koniec świata, my wszyscy jużbyśmy nie umarli, ale zostali od razu przemienieni w takie ciała, o których mówił ks. Grzegorz Strzelczyk godzinę temu.

 

Wnioski

1. Człowiek umrze

2. Bóg jest nieśmertelny

3. Człowiek będzie żył na wieki z Bogiem - przez Chrystusie i w Chrystusie

4. Zmartwychwstanie cały człowiek - nie ma podziału na znany w filozofii nie tylko platońskie podział dusza i ciało.

 

 

A Królowi wieków nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, Bogu samemu - cześć i chwała na wieki wieków! Amen. (1Tm 1,17)

Dział: Referaty
środa, 13 październik 2010 12:16

A gdybyś dziś umarł?

Zbyt wiele mówi się w czytaniach bieżącej niedzieli o zmartwychwstaniu i życiu po tamtej stronie grobu, żeby się nie zatrzymać i nie zadać sobie pytania. A gdybym dziś umarł?

Czy ucieszyłbym się jak siedmiu męczenników z Machabejskiej Księgi, czy usłyszał słowa od Wszechmocnego Boga: „Dla ciebie nie ma wskrzeszenia do życia?...”

Dział: Zaczyn
niedziela, 29 marzec 1998 00:00

5. Nie zniosę kalectwa mojego dziecka

Prokocim. Szpital dziecięcy. Łukasz. Lat 8. – Mamusiu! A kiedy umrę, czy przyjdziesz na mój grób w dniu moich urodzin? Mamusiu! Czy przyjdziesz?

Dziś trzeba nam wyrzucić z siebie najtragiczniejsze pytania.

Boże wszechmogący?

Czy nie widzisz bólu tysięcy szpitali z tysiącami umierających dzieci? Czy nie widzisz kalekich losu, których najlepszym przyjacielem jest wózek inwalidzki, którzy jak 18 – letnia Joni po niefortunnym skoku do wody w basenie musi pożegnać się z używaniem młodych rąk i nóg?

Czy nie widzisz tysięcy powykręcanych części ciała, wodogłowia, zdeformowanych twarzy, głuchoniemych, jąkałów, niewidomych i sparaliżowanych, trędowatych, alergików, astmatyków, sercowców, zespołów Dauna, ciał toczonych przez raka, zakażonych przez pomyłkę wirusem HIV?

Czy nie widzisz zatapianych domów przez szalejące powodzie, ludzkich szkieletów, które wulkaniczna lawa uwięziła w sobie na wieki?

A co powiedzieć o bólu tych, którzy nie mogą pogodzić się z własnym wyglądem, wagą, kolorem włosów i wzrostem? Niby nic – a ileż dziewczęcych kompleksów?

Jezu miłosierny! Nie możemy nie postawić tych pytań – bo bolą.

„Mamusiu! Czy przyjdziesz na mój grób, kiedy będę miał urodziny?”

Co nam powiesz Jezu?

Co wam powiem? Popatrz na moje ostatnie godziny życia!

Kiedy rzymskie bicze zakończone kostkami i kulkami z ołowiu, rozdarły kilkadziesiąt razy moje ciało, ból był niesamowity.

Kiedy cierniowa korona o twardych jak żelazo kolcach rośliny ziziphus vulgaris przebijała moją czaszkę, ból był niesamowity.

Kiedy trzcina spadała, jak młot bezlitosny na moją głowę, ból był niesamowity.

Kiedy belka krzyżowa na ramiona włożona rozdarła rany od bicza i trzciny, ból był niesamowity.

Kiedy brutalne gwoździe rozdzierały i dłonie, i stopy, ból był niesamowity.

A czyż nie bolało odarcie z szat, przyjmowanie oplucia i pierwszy policzek?

Czyż nie bolały słowa przekleństw, jakie umiłowany człowiek posyłał umierającemu Wybawcy?

A wyszydzenie? A wino goryczą zaprawione? A los rzucony o szatę, która wyszła spod ręki mojej Matki Maryi? Czyż to wszystko nie bolało mnie? Co ty na to powiesz człowieku z końca drugiego tysiąclecia?

Pierwsza nauka - Nie jesteśmy sami w cierpieniu – Jezus cierpiał.

Druga nauka – Bóg nie dopuszcza krzyża większego niż potrafimy znieść.

Trzecia nauka – Dopuszczając krzyż – Bóg zsyła potrzebne łaski.

Czwarta nauka – może Bóg dał tobie chorego sąsiada, abyś miał okazję do pomocy, aby cię zachęcić do wyjścia ze swego egoistycznego świata. Są wyjazdy wakacyjne dla chorych, można ich odwiedzać, zrobić zakupy. Masz szansę.

Piąta nauka – krzyż oczyszcza. Może naprawdę trzeba kalekich, którzy mimo cierpienia potrafią się uśmiechać, abyśmy się nauczyli, że nie w zdrowiu szczęście człowieka.

Może trzeba umysłowo chorych, aby zrozumiał człowiek, że można mieć stypendium ministerialne a serce puste i zgorzkniałe.

Może trzeba powodzi i tych, co umieją się zgodzić z wolą Boga, żeby zrozumieć wreszcie, że nie w bogactwie szczęście człowieka.

Czy naprawdę mało jest na świecie ludzi zdrowych, bogatych, sprawnych, którzy wiecznie kłócą się o smak zupy, narzekają na byle głupstwa, gadają o polityce a nic zmienić nie mogą? Czy naprawdę człowiek zdrowy jest szczęśliwszy? Oto jest pytanie? Czy szczęście leży w zdrowiu ciała?

Nie łudźmy się bracia.

Jest jeszcze jedno cierpienie. Ale wpierw popatrzmy na Ewangelię.

Oto życie Jezusa dobiegało końca.

Strumienie najdroższej krwi spływały po trzydziestoletnim ciele. Kropla po kropli wsiąkała w świętą, izraelską ziemię.

Niezliczone rany od trzciny, od cierni, od bicza, od rozdzierających Ukrzyżowanego gwoździ, niezliczone rany wołały z bólu.

Ściśnięte położeniem Ukrzyżowanego płuca szukały z trudem niezbędnego do życia powietrza.

Kochające Serce Jezusowe jeszcze będzie biło kilka minut, by otworzone włócznią ofiarować światu krew i wodę.

Trzy godziny mrok ogarnął ziemię, żeby nie było wątpliwości, iż to Jezus jest światłością każdego człowieka.

Jezus konał.

Przed swoim zgonem załatwia jeszcze kilka spraw. Św. Łukasz pisze, iż obiecuje współwiszącemu łotrowi raj. Św. Jan wspomina o tym, jak Jezus powierzył mu swoja Matkę, a jego oddał Matce.

Jezus kona, ale Jezus ufa. Dlatego też ostatnim Jego słowem będzie:

„Ojcze, w Twe ręce oddaję ducha mego”.

Wybiła godzina dziewiąta żydowskiego sposobu liczenia, trzecia po południu, roku najprawdopodobniej 30-tego, dnia 7 kwietnia, w przeddzień największego święta żydów – święta Paschy, za panowania rzymskiego cesarza Tyberiusza, gdy namiestnikiem Judei był Poncjusz Piłat, gdy najwyższym kapłanem Kajfasz, gdy królem Galilei był Herod.

Jezus umarł. Bóg stał się naprawdę człowiekiem.

Drodzy czciciele męki Jezusa z Nazaretu!

Kiedy ostatni raz stanęliśmy wokół krzyża Chrystusowego, trzeba nam pomiędzy przenikliwą melodię „Gorzkich żali” wpleść jeszcze zadumę o tym szczególnym krzyżu, któremu na imię ŚMIERĆ.

Śmierć zaglądająca na szpitalne prycze, towarzyszka nieuleczalnych chorób, śmierć urzędująca w domu starców, śmierć tragicznego wypadku czekająca człowieka na ulicy, w górach, w podziemiach górniczych kopalń, przy maszynach starych i nowych zakładów pracy, płonących domach i zatapianych przez powodzie gospodarstwach, śmierć przenoszona z wojenną kulą, z morderczym nożem, z bezlitosnym uderzeniem siekierą. To śmierć czekająca na siwiejącą z powodu wieku staruszkę, na nowonarodzone dziecko, na jeszcze nie narodzonych.

Śmierć.

Bóg jej nie chciał. Biblia pisze, iż śmierć weszła na świat przez zawiść diabła. Zazdrościł on człowiekowi szczęścia. Człowiek dał się skusić. Musi więc umrzeć.

Skoro jednak wiemy, że umrzemy, dlaczego śmierć jest nieraz tak wielka tragedią, cierpieniem, z którego niejedna osoba nie może otrząsnąć się przez kilkanaście lat?

Każda śmierć jest na swój sposób bolesna. Wielka tragedia zaczyna się jednak, gdy śmierć przychodzi niespodziewanie, gdy zabiera życie młode, gdy zabiera to, co najbardziej kochane, gdy pojawia się wbrew ludzkiemu myśleniu. Przecież on mógł jeszcze żyć! Ileż by jeszcze zrobił!

I tutaj nie ma innej rady, jak przygotowanie do śmierci.

„Nie znacie dnia ani godziny” – mówi Jezus. Dlaczego więc mamy pretensje, gdy ta godzina przychodzi? Bo nie jesteśmy przygotowani.

„Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy to na was przyjdzie” – mówi Jezus. Dlaczego więc czujemy się zaskoczeni? Bo nie jesteśmy przygotowani.

Być przygotowanym na śmierć, to móc ze spokojem serca powiedzieć „Boże, jeśli weźmiesz mnie dzisiaj, to pójdę bez wahania. Może będzie mi żal, ale pójdę. Bo Ty tak chcesz”.

„Dzisiaj” może być naprawdę dzisiaj.

A gdybyś umarł po wyjściu z kościoła?

A gdybyś jutro obudził się po tamtej stronie życia?

A gdybyś nie zauważyła dzisiaj pędzącego samochodu?

A gdybyś była ofiarą bandyckiego napadu?

A gdybyś spotkał się dzisiaj ze zawałem serca?

Pomyślmy „dzisiaj”. Niech to będzie nasze zadanie z tego rozważania. Pomyślmy: „Co by było, gdybym 29 marca, roku Pańskiego 1998 musiał zejść z tego świata?”. Czy jestem przygotowany?

Pewnego razu jeden z przyjaciół św. Franciszka Salezego przyszedł do niego w odwiedziny. Patrzy. Święty biskup gra w szachy. Przywitali się, porozmawiali o tym i o tamtym. Aż ten przyjaciel zadał jedno pytanie: „Co by zrobił biskup, gdyby się dowiedział, że umrze za 5 minut?” Franciszek Salezy uśmiechnął się i krótko stwierdził: „Dokończyłbym te partię szachów”.

To jest przygotowanie na śmierć!

Takie przygotowanie trzeba zacząć już dzisiaj. Moja praca, nauka, odpoczynek, codzienne krzyże, strapienia, niezrozumienia i kłótnie to wszystko jest powolnym umieraniem, to wszystko przygotowuje na śmierć. Popatrz na zdjęcia ze swojego chrztu, potem na zdjęcie z I Komunii, potem z bierzmowania, zobacz na swoją twarz uśmiechniętą w dzień swojego ślubu. A później popatrz się w lustro. Umieramy każdego dnia. Każdego dnia pociąg życia jest coraz bliżej stacji śmierci.

Co to znaczy więc przygotować się do śmierci?

Bracia i siostry!

Być przygotowanym do śmierci, nie znaczy kupić garnitur do trumny, parę dębowych desek suszyć na strychu, wymalować piwnicę cmentarną, ubezpieczyć się w PZU. Być przygotowanym do śmierci to być przygotowanym do spotkania z Bogiem. A do spotkania z Bogiem jest przygotowany ten, kto jest w stanie łaski uświęcającej

Kard. Suenens powiedział kiedyś, że chrześcijanin musi być w każdej chwili gotowy na 2 rzeczy: na przyjęcie Komunii św. i na śmierć. Dlatego tak bardzo Kościół prosi: pojednajcie się z Bogiem! Idźcie do spowiedzi świętej! Nie żyjcie z grzechem ciężkim!

Ostatnie dni Fryderyka Chopina naznaczone były wielkimi cierpieniami. Umierający kompozytor nie chciał z początku słyszeć o spowiedzi i Komunii świętej. Dla Chopina nie było jednak ratunku. Rychły koniec przeczuwali wszyscy. Kapłan dyskretnie stał w tym samym pomieszczeniu, co umierający mistrz muzyki. Chopin w końcu przyjął Wiatyk, a w ostatniej godzinie życia powiedział: „Gdyby nie ten ksiądz – umierałbym jak pies”. Komunia pozwala umrzeć ze spokojem serca. Ale tej Komunii nie można odwlekać. Bo może być za późno!

W Bydgoszczy było takie małżeństwo. Nie mogli wziąć ślubu kościelnego. On był po rozwodzie. Ciężko zachorował. Ona wezwała kapłana. Ksiądz znając go zapytał, czy jest gotów już nigdy nie współżyć z ta kobietą? Chodziło o jego decyzję poprawy. Powiedział, że jak wyzdrowieje, to i tak będzie współżył. Nie doszło więc do spowiedzi i rozgrzeszenia. Ksiądz wrócił na plebanię. Proboszcz jednak znał tego człowieka i mimo, że był u niego wikariusz poszedł sam jeszcze raz. Żona klękała przed mężem, mówiąc, że już nigdy nie pozwoli na żadne współżycie, żeby tylko umarł pojednany z Bogiem. On jednak trwał w swojej decyzji. Umarł bez rozgrzeszenia.

Z Boga nie można kpić. Nie można mówić: „Jeszcze się poprawię”, nie można śpiewać „jeszcze się kiedyś rozsmucę, jeszcze do Ciebie powrócę”. Kiedyś? Kiedy? Oby nie było za późno. W ostatniej godzinie życia może już braknąć sił do prawdziwego nawrócenia.

No tak, proszę księdza. To wszystko jest takie ładne i proste. Ale nieraz trudno pogodzić się ze śmiercią, choćby nawet kochana osoba odeszła pojednana z Bogiem. Nieraz to bardzo boli i wyciska łzy.

Owszem. Matka Jezusa najprawdopodobniej też płakała. Bolało ją serce. Ale zapewne nie z powodu śmierci Jezusa, lecz z powodu cierpień i nienawiści, jakie spotkały jej Syna.

Jesteśmy również ludźmi. Mniej świętymi od Maryi.

Ale nie możemy zapominać, że życie po śmierci jest piękniejsze od umierania w tym życiu.

Nie możemy zapominać, że idziemy do domu Ojca naszego, gdzie mieszkań jest wiele.

Nie możemy zapominać, że tam czeka na nas ktoś, kto nas kocha, że czekają przyjaciele i rodzina, i święci, i aniołowie, i Jezus, który umierał w okrutniejszy sposób niż wielu z nas umrze.

Nie możemy zapominać, że idziemy do własnej ojczyzny, bo ona jest w niebie.

Nie możemy zapominać, że tam Bóg otrze z naszych oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie.

Nie możemy zapominać, że bez śmierci nie ma zmartwychwstania.

Czy nigdy nie tęskniłeś za niebem? Czy nie zadałeś sobie pytania: „Ciekawe jak tam będzie?!

Śmierć nie jest złem, jak narzekał S. Żeromski. Śmierć jest po prostu koniecznością. Koniecznością, której nie trzeba się bać, ale trzeba się do niej przygotować.

Wyobraźmy sobie, że nasze ukochany przyjaciel, nasze ukochane dziecko, nasza kochana mama stoi po drugiej stronie rzeki. Rzeka jest bardzo szeroka. Nie widać drugiego brzegu. Ale płynie statek z napisem „Śmierć”. Czy będę się bał wejść na ten statek? Czy będę płakał, że żegnam się z tym lądem? Kto kocha, ten uwierzy, że spotka się z tym, co dla niego jest najdroższe.

Kochani parafianie!

Jest gorsza śmierć. Biblia mówi, że to jest śmierć druga – śmierć wieczna. Śmierć, która już teraz może mieszkać w Twoim sercu. To śmierć, którą sprowadza grzech. Śmierć duchowa. To śmierć, która jest wielkim bólem, jeśli nie dla grzeszników, to dla kapłanów.

To jest naprawdę cierpienie, jak widzi się, że ludzie idą w życiu prosto w ramiona szatana, że wszystko robią, żeby uciec od Boga, że za nic mają świętą spowiedź i Komunię, że gwiżdżą na własne nawrócenie, że wyśmiewają krzyż i wiarę. To jest śmierć nad którą trzeba zapłakać. Trzeba zapłakać.

W jednej z amerykańskich parafii, Ksiądz proboszcz widząc, ze jego wierni nie chodzą do kościoła, porozwieszał afisz następującej treści.

„W niedzielę o 11.00 odbędzie się pogrzeb parafii.

Wszystkich wiernych zapraszamy na tę żałobną uroczystość”.

W niedzielę kościół był pełny. Tysiące ludzi przyszło z ciekawości zobaczyć pogrzeb parafii. Na środku kościoła stała pięknie ozdobiona trumna. Była odkryta. Ks. Proboszcz mówił:

„Drodzy parafianie. Zebraliśmy się po raz ostatni w tym kościele, aby pożegnać się z parafią. Każdy niech jednak po mszy świętej zobaczy, kto jest w trumnie. I jeśli ktoś jest przekonany, że parafia może znów żyć, niech zostanie w kościele”.

Po mszy zaczęto przechodzić koło trumny i spoglądać, kto jest w środku. Jakież było zdumienie parafian, gdy na dnie trumny zobaczyli lustro a w lustrze swoją własną twarz, twarz umarłej cząstki parafii. Wszyscy zostali w kościele.

Śmierć ducha, śmierć wiary jest prawdziwą tragedią. I tylko nad taką śmiercią trzeba zapłakać. I takiej śmierci się bać.

Czcigodny Księże Dziekanie, drodzy parafianie, siostry i bracia, przyjaciele i wierni, wszyscy wpatrzeni w krzyż Chrystusa!

Czas kończyć rozważania o męce Pańskiej. Czas kończyć rozważania o naszej męce. Czas podziękować wam wszystkim za wytrwałość w chodzeniu, za gorliwość w śpiewaniu, za cierpliwość w słuchaniu, za wszystkie wykonane zadania, za gorącą modlitwę. Czas również klęknąć przed tymi, którzy już tyle lat dźwigają krzyż swojego życia i wiary nie utracili i potrafią jeszcze Bogu dziękować. Czas kończyć kazania pasyjne

Ale tak naprawdę, kochani, to dopiero początek. Prawdziwe kazania pasyjne będziemy głosić sobie sami. Kiedy przyjdzie krzyż wiary, krzyż ośmieszenia i niezrozumienia, krzyż plotek i oszczerstw, krzyż samotności i odrzucenia, krzyż kalectwa, tragicznych żywiołów, krzyż śmierci tego, co najbardziej kocham, wtedy trzeba będzie stanąć przed krzyżem Jezusa z Nazaretu i powiedzieć: „Panie jak to jest? Jak Ty to zrobiłeś, że tyle cierpiałeś a zmartwychwstałeś i żyjesz? Bo ja nie mogę... Powiedz mi jak?

Drogi człowieku...

Zawsze patrz na mnie. Droga do nieba to jest droga po schodach. Są dni, że idziesz po gładkim stopniu, cieszysz się, że wszystko idzie w porządku. Ale przychodzą momenty, że stajesz przed pionową ścianą stopnia. Jesteś mały. Nie widzisz, co jest wyżej. Mówisz: „Jak ja wyjdę po pionowej ścianie! Jak ja udźwignę to cierpienie. To ponad moje siły!” Wtedy spójrz na mnie. Z wysokości krzyża wyciągam ręce i w swoich dłoniach unoszę Cię na kolejny stopień Twego życia. Jesteś wyżej. Więcej rozumiesz, więcej widzisz. to krzyż sprawił, że jesteś doskonalszy. Nie bój się! Znów będą dni kroczenia po gładkim stopniu. A kiedy przyjdzie następna pionowa ściana wyciągnij ręce w stronę mego krzyża i powiedz: „Panie! Weź mnie w swoje dłonie, bo jestem słaby”. Nie lękaj się ja jestem z Tobą!

A na drogę kroczenia po schodach do nieba, na drogę cierpień twojego życia zapamiętaj:

„10 przykazań życiowego krzyża”.

Jam jest Pan Bóg Twój, który przez krzyż zaprowadzi Cię do chwały.

I – Nie będziesz wyobrażał sobie życia bez krzyża.

II – Nie będziesz przeklinał Boga za dopuszczane cierpienia.

III – Pamiętaj, abyś brał swój krzyż na swoje ramiona.

IV – Czcij tych, którzy umieli cierpieć i znosić krzyż swego życia.

V – Nie będziesz wyrabiał krzyży bliźniemu swemu.

VI – Nie będziesz szydził z tych, co krzyż dźwigają.

VII – Pomożesz dźwigać krzyż bliźniemu swemu.

VIII – Nie będziesz narażał się na utratę wiary, aby nie utracić sensu krzyża.

IX – Nie zapomnisz, że radość zmartwychwstania nie jest możliwa bez cierpienia krzyża

X – Nie zapomnisz słów Chrystusa:

„Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę.

Bądź więc gorliwy i nawróć się”. (Ap 3, 19).

AMEN!

Dział: Pasyjne
niedziela, 22 luty 1998 00:00

Nie chce się wierzyć

Kwaczała, 22.02.1997

 

Nie chce się wierzyć i trudno słuchać Ewangelii, kiedy świeżo w pamięci mamy tragiczną śmierć ks. Piotra.

Skoro więc można umrzeć mając 27 lat, skoro nikt nie zna własnej godziny, powiedz nam Ewangelio jak żyć? Jak najlepiej wykorzystać ten dzień, tydzień, miesiąc, rok, który może być moim ostatnim?

 

Kochani! Słuchajcie Ewangelii!

Są trzy kategorie ludzi:

Pierwsza to są ludzie z piekła.

Ludzie, którzy za dobro odpłacają złem. Zabić rodziców, zamordować nieznaną osobę, oszukać pracodawcę, zdemolować przystanki, powyrywać znaki, dobić pierwszego spotkanego. Wielu z nich jest wyraźnie opętanych przez szatana i oni jak Judasz, choćby wiele otrzymali i tak sprzedadzą Jezusa. Każda sekunda ich życia jest stracona.

 

Druga kategoria ludzi to ludzie z ziemi.

Oni stosują zasadę: oko za oko, ząb za ząb. Jak mnie skrzywdził to ja go skrzywdzę; jak mnie uderzył, to i ja uderzę; nie odzywa się, to ja pierwszy nie wyciągnę ręki. Lubimy tych, co nas chwalą i sprawiają nam upominki. A jeśli wiemy, że ona mnie obmówiła, że on rzucił oszczerstwo, wtedy trudno pokochać. I taki jest człowiek ziemski. Tak został stworzony i taki człowiek może nie morduje swojego życia, ale i nie wygrywa. To tak, jakby stał w drodze do nieba i ani się nie cofał, ani nie szedł do przodu. Takich ludzi nazywa Jezus w Ewangelii grzesznikami:

"Przecież i grzesznicy okazują miłość tym co ich miłują"

a dalej

"Jeśli czynicie dobrze tym którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I

grzesznicy to samo czynią.

 

Drodzy parafianie!

Trzecia kategoria to ludzie z nieba.

I to oni uczą nas jak najlepiej wykorzystać życie.

Oto był najlepszym żołnierzem. Pobił sąsiadujące państwo Ammonitów, Moabitów, wyruszał przeciw Filistynom. Dawid. Ale znalazł się maniakalny król Saul, który z zazdrości wszystko robił, żeby Dawidowi odciąć głowę. Dawid musiał uciekać, tułać się po występach skalnych i piaskach pustyni rozciągających się na południowym horyzoncie państwa Izraelskiego. I była noc. I choć 3 tysiące żołnierzy pilnowało króla, Dawid wraz ze współtowarzyszem zakradł się do obozu. Mógł odrąbać głowę królowi, miał za co - po ludzku mówiąc - ale Dawid to człowiek z nieba. Nie można się mścić. Miłość nieprzyjaciół więcej daje niż spełniona ochota wyrównania krzywd.

Oto Święty Szczepan - jeden z pierwszych siedmiu diakonów. Tylko za to, że uwierzył Jezusowi, że nie wstydził się głosić Ewangelii, wywlekli go poza miasto ludzie z piekła i rzucali kamienie, bo niektórym się bardzo nie podoba jak się mówi prawdę. Nie przeklinał. A mógł. Nie uciekał, nie chwycił za kamienie, nie powiedział: "Co robicie oszołomy?!",

ale osunął się na kolana i wyszeptał słowa modlitwy: "Panie! Nie poczytaj im tego grzechu". Wiedział, że miłość nieprzyjaciół jest najkrótszą drogą do nieba.

Oto Święty Paweł, bogaty, uczony żyd, miał plecy u arcykapłana, układy w Damaszku. A jednak wybrał walkę. Pięć razy był sieczony rózgami, jeden raz kamieniowany, trzy razy był rozbitkiem na morzu. Często w niebezpieczeństwach od zbójców, od własnego narodu, w pracy i umęczeniu, w głodzie i pragnieniu. Dla Ewangelii. Spieszył się, bo mówił: "Miłość Chrystusa przynagla nas". I to właśnie on pisze dziś, że to my będziemy nosić obraz człowieka niebieskiego, czyli że będziemy ludźmi z nieba.

Tak tu jest napisane, a skoro przyszliśmy do kościoła jest to dla nas napisane.

Miłujcie wszystkich, a zwłaszcza wrogów - to jest najkrótsza droga do nieba. To jest recepta na udane życie, to jest wskazówka, jak wykorzystać każdą nadchodzącą godzinę.

 

Powiecie, dobrze się księdzu mówi, bo jest młody. Ale jakby ksiądz zobaczył tego mojego sąsiada, gdyby zobaczył twarz mojej koleżanki w pracy, gdyby oglądnął obroty języka tego gościa, to by się nie dziwił, że czasami nas diabli biorą na widok tych ludzi, których nie lubimy. To by ksiądz nie mówił: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół.”

Nie mówi tego ksiądz.

Nie mówi tylko od siebie.

To mówi Dawid, to mówi Szczepan, to mówi Święty Paweł, to mówią ludzie z nieba i to mówi Jezus: "Miłujcie waszych nieprzyjaciół”.

I nie tylko mówi: "Kochajcie", ale mówi także, jak to robić.

Przede wszystkim, jeśli nie da się z kimś wytrzymać, o ile to jest możliwe trzeba

tego człowieka unikać. Bo po co idziesz do sąsiada, jak wiesz, że się znowu pokłócicie.

Po drugie zapamiętaj sobie raz na zawsze: nikt nie zna do końca drugiego człowieka.

Ileż to brudów wylała starsza pani na 14 - letniego chłopca w autobusie, wyzywała od niewychowanej młodzieży, od zepsutego pokolenia, bo ona musiała stać, a on siedział. Miał złamaną nogę. Wracał ze szpitala. Nie zawsze widać gips.

Znajomy miał pretensje, że go przyjaciel nie zaprosił na wesele. Ileż to za plecami ugadał się na niego. I co się okazało: Zaproszenie było. Przyjaciel prosił mamę, żeby wrzuciła do skrzynki. Mama się nie wybrała od razu na pocztę i zostało między papierami. Nie wydawajmy sądów na ludzi, bo naprawdę nie znamy ich do końca.

Po trzecie trzeba się modlić. Jezus mówi: "Módlcie się za tych co was oczerniają". Może zabrał miedzę, dom, może rzucił oszczerstwo, może cię bije, może liczy wypłatę w barze. Zło w ludziach można uzdrowić tylko modlitwą, choćby płakać trzeba było przed świętym obrazem kilkadziesiąt lat. Módlcie się do świętej Moniki. Tyle lat wypłakała się nad grzesznym życiem swojego syna i wymodliła. Doczekała nawrócenia Augustyna - nawet został świętym.

Zbliża się post, ofiaruj jakieś wyrzeczenie, zrezygnuj z czegoś przyjemnego w intencji tych, których jeszcze nie kochasz. Wiele jest sposobów na zło, a wszystkie je można zamknąć w poleceniu "zło dobrem zwyciężaj!"

 

I jeszcze kochani jedno, najważniejsze. Żeby wygrać życie, trzeba kochać nawet nieprzyjaciół. Ale żeby kochać nieprzyjaciół trzeba się wpatrywać w Tego, który najwięcej dał człowiekowi, i który od człowieka najwięcej cierpi - w Jezusa.

Po Mszy Świętej jest adoracja. Jezus pod postacią chleba będzie czekał na nas w naszym kościele. Przyjdźmy na chwilę, zostańmy na chwilę. I tu Go prośmy o miłość. On przyszedł na świat, dał się zabić, byle jaki drań może Go przyjąć. Może ukraść, może wypluć.

A On z wysokości tabernakulum mówi:

Możesz mieć wolne ręce, możesz mieć uwiązane.

Możesz mieć pieniądze, możesz nie mieć.

Możesz mieć długie życie, możesz mieć krótkie.

Możesz mieć dzieci, możesz nie mieć.

Możesz mieć wolne układy, możesz nie mieć.

Możesz mieć wolne szczęście, możesz nie mieć.

Ale - serce zawsze masz –

kochaj ludzi

- tak szybko odchodzą.

Amen.

Dział: Rok C
wtorek, 05 listopad 1996 00:00

Biorę to do serca, dlatego też ufam

Kraków, WSD, listopad 1996

 

Umiłowani! Krewni i przyjaciele zmarłego Mariana!

Na nic się zdadzą ludzkie słowa pocieszenia, rozpamiętywania i żalu. Śmierć obecnego z nami Mariana zbyt mocno wstrząsnęła wszystkich tutaj zebranych, by ludzkie słowa mogły utulić niespokojny żal. A skoro przyszliśmy do świątyni, skoro usłyszeliśmy słowo Boga, to zatrzymajmy się nad nim i rozważmy, czy czasem nie zna ono odpowiedzi na nasz ból i wielką troskę.

Żadna Księga Świętego Pisma już w swoim tytule nie jest tak bliska naszym uczuciom jak czytana przed chwilą Księga Lamentacji. Pójdźmy więc za jej głosem, bo jej głos głosem naszego bolejącego serca.

„Pozbawiłeś moją duszę spokoju, zapomniałem o szczęściu" - żali się autor Bogu. A czy nas, Panie nie pozbawiłeś szczęścia, nie zabrałeś w jednej chwili drogiego skarbu naszego życia? Jakżeż myśleć o szczęściu i mieć duszę spokojną, skoro zabrałeś to, co było tak ukochane?

„I rzekłem - woła autor - przepadła moja moc i ufność moja w Panu". Niedaleko jesteśmy i my od takiego słowa. Osłabła nasza ufność w Boga, staliśmy się słabi, nic nie znaczący, powaleni tragicznym wypadkiem, bo skoro Bóg zabiera tak młodych ludzi, to kto wie, czy ja jutro nie będę żegnany przez społeczność Kościoła.

„Wspomnienie udręki i nędzy - powie autor - to popiół trucizna, stale wspomina i rozważa we mnie dusza". Bo jak tu nie rozważać takiego zdarzenia? Takiej głupoty i bezmyślności, i nieludzkości tych, którzy wyrzucili z pociągu Mariana. To trucizna dla naszego serca. Ich postawa zatruwa naszą miłość, wzbudza odrazę a może i nienawiść. Ból może zatruć miłość bliźniego, bo jak tu kochać, gdy chodzą po ziemi tak bezczelni mordercy? Trudno o tym zapomnieć, dlatego stale rozważa dusza piszącego Księgę Lamentacji.

Ale nie po to rozważa autor ból i nędzę, by zatruć swoje życie, by znienawidzić. Nie po to też mówimy o zmarłym, by popaść w niekończący się smutek i nienawiść do sprawców. Więc po co?

„Biorę to sobie do serca, dlatego też ufam". To zdanie Księgi Lamentacji niech każdy z nas wyryje sobie w pamięci z dzisiejszego pogrzebu. „Biorę to sobie do serca, dlatego też ufam".

To, co się stało, trzeba wziąć do serca, nie na usta plotek ani biadania, ale do głębi sanktuarium naszego sumienia. Wziąć z sobą do serca to porozmawiać, ale z tym, który jest w sercu - z Bogiem.

A Bóg odpowiada nam słowami dzisiejszej Ewangelii. „Wasz syn, to jeden ze sług, którego posłałem do mojej winnicy, czyli wyznaczyłem mu jego życiowe zadanie. Jechał pociągiem do winnicy Bożych planów. Ale go zabili, jak zabili i inne sługi, jak zabili i mojego Syna - Jezusa Chrystusa". Lecz przyjdzie dzień, kiedy sam Bóg przyjdzie na ziemię - swoją winnicę - i osądzi wszystkich, którzy dopuszczają się takich niesprawiedliwości. A ten zabity, sługa Marian, spełnił swoją rolę w życiu. Dlatego módlmy się, by nie ominęła go wieczna nagroda. W Bogu bowiem żadne dobro nie ulega zatraceniu, żaden człowiek, o ile nie chce, nie ulega zniszczeniu.

„Biorę to sobie do serca, dlatego też ufam". Branie sobie do serca, to rozważanie z Chrystusem wydarzenia, rozważanie z Ewangelią każdej chwili, nawet, gdy ona jest tak tragiczna. Bo Ewangelia, bo Chrystus daje nam ufność w beznadziei i pokój w tragedii. To nie ufność zapomnienia, bo zbyt wielki jest ból, by machnąć ręką na wszystko, ale to ufność poddania się Bogu. Dlatego też autor Księgi Lamentacji następne słowa wypowie już w duchu ufności.

„Jest nowa i świeża co rano: ogromna Twa wierność" - mówi autor. Ufność jest wiarą w wierność Boga, a skoro Bóg jest wierny, to nie pozwoli zginąć tym, którzy z rąk ludzkich zginęli.

„Działem mym Pan - mówi moja dusza, dlatego czekam na niego". Autor w bólu widzi Boga jako nagrodę. Tej nagrody pragniemy i my dziś dla zmarłego Mariana. Dlatego modlimy się o niebo dla niego, bo gdy będzie z Panem nic więcej nie będzie mu potrzeba i żaden ból ziemskiego konania nie przyćmi radości chwały wiecznej.

„Dobry jest Pan dla ufnych, dla duszy, która Go szuka" - autor zdaje się mówić do nas, byśmy nie zatrzymywali się nad cierpieniem, ale swój ból przynosili do Pana, szukali Go choćby z zapłakanymi oczyma.

„Dobrze jest czekać w milczeniu ratunku od Pana". Nie tylko mamy Boga szukać, ale w szukaniu milczeć, nie przeplotkować bólu, ale ufać Panu i czekać wybawienia od kary dla zmarłego, a dla nas od zachwiania w nieograniczoną miłość Boga.

I tak to ostatnie zdanie z dzisiejszego czytania uczy nas o tym, iż rozważanie o tak tragicznej dla nas sprawie, jaką jest śmierć Mariana, ale rozważanie z Chrystusem, zamyka nam usta, bo żadne słowo nie odda, ani nie ogarnie bólu, jaki przeżywają wszyscy kochający niedawno jeszcze żyjącego studenta.

„Dobrze jest czekać w milczeniu ratunku od Pana".

Marianie, ty już czekasz w milczeniu ratunku od Pana. Niech i my czekamy Twojego wybawienia, i to czekamy nie na próżno lecz zanosząc serca i modlitwy przed oblicze miłosiernego Pana.

Udziel, Panie życia wiecznego zmarłemu Marianowi a nam daj pociechę w smutku z powodu jego śmierci. Amen.

Dział: Pogrzebowe
niedziela, 29 wrzesień 2013 00:00

26 niedziela zwykła

Konsola diagnostyczna Joomla!

Sesja

Informacje o wydajności

Użycie pamięci

Zapytania do bazy danych